Po raz pierwszy w historii mogliśmy zobaczyć polskie skoczkinie na igrzyskach olimpijskich. W Pekinie reprezentantki Polski zanotowały swój debiut, jednak o jakichkolwiek pozytywnych aspektach tego wydarzenia ciężko mówić. Kinga Rajda i Nicole Konderla plasowały się na odległych pozycjach w konkursie indywidualnym i podobnie prezentowały się w konkursie mieszanym.
Tajner dobitnie o przyszłości Doleżala. Nadchodzi wielka zmiana, prezes PZN nie ma wątpliwości
Gorąca atmosfera w polskiej kadrze? Wymowne słowa
Różnica poziomów między najlepszymi zawodniczkami, a Polkami dostrzegalna była gołym okiem. W całej sytuacji najgorsze jest to, że parę sezonów temu była nadzieje na zdecydowanie lepszą postawę biało-czerwonych, o czym świadczyły wyniki w Pucharze Świata. Postępu nie udało się zrobić, a w ostatnim czasie więcej jest niepewności i niepokojących sygnałów niż optymistycznych akcentów.
To on decyduje o dyskwalifikacjach skoczków. Teraz drży o życie. Obrzydliwe groźby, życzą mu śmierci
Spora krytyka spada na Łukasza Kruczka, który prowadzi polską kadrę. Szkoleniowiec obarczany jest winą za brak postępów w kadrze, a ponadto tajemnicą poliszynela jest, że niektóre zawodniczki nie są zadowolone ze współpracy z tym trenerem. Nowe światło na sytuację w kadrze rzuciła również Nicole Konderla.
Konflikty w kadrze skoczkiń? Wypowiedź daje do myślenia
Reprezentantka Polski w rozmowie z portalem skijumping.pl powiedziała dość ostre słowa o całej sytuacji. - Mam wrażenie, że grupa wyżera się od środka. To trudna sytuacja. Myślę, że poziom naszych skoków i ogólny regres jest spowodowany właśnie tym - uważa Konderla. Dodaje, że nie winiłaby za wszystko akurat szkoleniowca.
- To nie jest kwestia szkoleniowca. Drużyna nie będzie funkcjonować, jeżeli zespół jest rozwalony od środka. Zawodnicy nie współpracują z trenerami, a trenerzy mają różną wizję. Choćby przyszedł najlepszy szkoleniowiec na świecie, to nie będzie to działać - uważa młoda reprezentantka Polski.