Na przełomie sezonów 2020/2021 i 2021/2022 doszło w skokach narciarskich do niezwykle ważnej zmiany. Po 30 latach pracy ze stanowiska kontrolera sprzętu odszedł Sepp Gratzer, a miejsce Austriaka zajął Fin Mika Jukkara. Jest to więc pierwszy sezon w jego karierze, gdzie pełni on tak odpowiedzialną funkcję w cyklu Pucharu Świata, a także na najważniejszej imprezie czterolecia, igrzyskach olimpijskich. Wiele osób krytykuje Fina za jego pracę, robili to m.in. Stefan Horngacher, trener niemieckich skoczków, czy wspomniany wcześniej Gratzer, który nie jest zadowolony z pracy swojego następcy. Niestety, skala krytyki przybrała zbyt duże rozmiary, gdy zaczęła płynąć od kibiców. Ci w prywatnych wiadomościach niezwykle uderzyli w Jukkarę, a w rozmowie z portalem Sport.pl, Fin przyznał, że nawet grożono mu śmiercią.
Fala hejtu na kontrolera FIS, coś takiego nie powinno mieć miejsca
Warto podkreślić, że Mika Jukkara nie był odpowiedzialny za największe, jak dotąd, zamieszanie z dyskwalifikacjami. W zawodach drużyn mieszanych zdyskwalifikowanych zostało aż pięć zawodniczek, ale je kontroluje Polka, Agnieszka Baczkowska. Mika Jukkara testuje tylko sprzęt należący do mężczyzn. Więcej kontrowersji wywoływały decyzje podejmowane przez niego w Pucharze Świata przed igrzyskami.
Obecnie jego pracę krytykuje nawet poprzednik, Sepp Gratzer. – Według mnie nie powinien pełnić tej funkcji. Znam lepszych od niego – mówił Gratzer w rozmowie z portalem Sport.pl. Okazuje się jednak, że w prywatnych wiadomościach Mika Jukkara słyszy więcej, niż tylko krytyka. W rozmowie ze Sport.pl przyznał, że nawet grożono mu śmiercią. – Tak, dostaję wiele wiadomości prywatnych przepełnionych hejtem. Jedną z nich była groźba śmierci – powiedział fiński kontroler sprzętu z ramienia FIS.