„Wiewór” do mistrzostwa świata na normalnej skoczni mógł dołożyć brąz na dużym obiekcie. Konkurs został przeprowadzony w trudnych warunkach, czasem wręcz szalonych. Wszystko przez padający śnieg i zmienną prędkość wiejącego pod narty wiatru. Skoczkowie skakali ze zbyt krótkiego rozbiegu. W drugiej serii zawodów Piotr Żyła skoczył 137 metrów, o pięć metrów dalej od Karla Geigera. To jednak nie wystarczyło i to Niemiec cieszył się z brązu, spychając go na 4. miejsce.
Żyła skoczył znakomicie, ale korzystny wiatr sprawił, że przeliczniki były brutalne. Polakowi odjęto prawie 18 punktów, Geiger stracił tylko cztery punkty. Od razu było wiadomo, że będą wątpliwości i kontrowersje.
Różnicę w odjętych punktach przy skokach obu zawodników wytłumaczył w rozmowie z WP SportoweFakty Michal Doleżal, trener reprezentacji Polski.
Granerud czuje się jak świnka, przyszła niespodziewana pomoc od Karla Geigera
- Wiatr jest mierzony jeszcze chwilę po wylądowaniu skoczka. I dlatego czasami wychodzą takie dziwne wyniki jak np. w piątkowym konkursie w Oberstdorfie u Karla Geigera. Sam nie bardzo rozumiem, dlaczego tak jest to liczone. Gdy warunki są loteryjnie i wiatr co chwila zmienia kierunek i swoją siłę, to przeliczniki nie do końca spełniają swoją rolę - wyznał czeski szkoleniowiec.
Minęło dziesięć lat, odkąd FIS wprowadził przeliczniki podczas konkursów skoków narciarskich. Doleżal jest kolejnym, rzucającym kamyczek do ogródka Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Rejestracja pomiaru wiatru może nie być sprawiedliwa, bo ostatni z siedmiu pomiarów prędkości ruchów powietrza przy skoku jest mierzony tuż po lądowaniu. Taki pomiar może trwać nawet pięć sekund, a w tym czasie wiatr może zmienić swoją siłę. W 2018 roku podczas igrzysk olimpijskich w Pjongczangu przekonał się o tym, na normalnej skoczni, Stefan Hula, który po 1. serii konkursu prowadził, a ostatecznie zajął dopiero 5. miejsce.