Jeszcze parę lat temu kultowym powiedzeniem było "zawołajcie mnie jak Małysz będzie skakał". To od medalisty igrzysk olimpijskich rozpoczął się prawdziwy "bum" na skoki narciarskie. Zimowe weekendy spędzaliśmy przed telewizorami wpatrując się w nie i ściskając kciuki za "Orła z Wisły". Przez wiele lat Małysz nie miał sobie równych.
Jeszcze gdy nasz skoczek startował w konkursach Pucharu Świata, zastanawiano się, czy kiedyś będzie nam dane przeżywać ponownie tak wielkie emocje. I konia z rzędem temu, kto przewidział, że już parę sezonów później Polska będzie miała innego idola, który na dodatek pobił osiągnięcia Małysza. Kamil Stoch jest już wielki, ale po igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu może być najwybitniejszym skoczkiem w całej historii tej dyscypliny.
Zdobywca kryształowej kuli w Pucharze Świata, dwukrotny triumfator Turnieju Czterech Skoczni, mistrz świata, dwukrotny mistrz olimpijski. A to i tak jedynie kilka z osiągnięć skoczka z Zębu, który w Pucharze Świata debiutował w 2004 roku. Ten sezon dla Stocha i tak już jest wyjątkowy. W styczniu zapisał się w historii skoków narciarskich jako drugi zawodnik, po Svenie Hannawaldzie, który wygrał wszystkie konkursy TCS w jednym cyklu.
Ponadto, jest dopiero drugim Polakiem, który zdobył medal mistrzostw świata w lotach. Tuż przed wylotem do Korei Południowej kolejny raz pokazał swoją ogromną moc. W nowym mini turnieju, Willinegn Five, nie miał sobie równych i zajął pierwsze miejsce. A już na skoczni w Pjongczangu pokazał, że o odebranie mu złotego medalu może być naprawdę ciężko.
Jeśli Kamil Stoch sięgnie po swój trzeci, a drugi na normalnej skoczni, złoty krążek będzie trzecim skoczkiem, który obroni tytuł mistrza olimpijskiego. Dotychczas tytuł mistrza olimpijskiego obronili jedynie Birger Ruud z Norwegii i Matti Nykanen z Finlandii, który uznawany jest za najwybitniejszego skoczka w historii. To miano, już za kilka dni, może odebrać mu Kamil Stoch!
Zobacz również: Pjongczang 2018: Wielkie problemy głównego rywala Stocha. Nie będzie medalu?