Po sobotnim konkursie drużynowym PŚ w Zakopanem apetyty kibiców znad Wisły były bardzo rozbudzone. Biało-czerwoni nie znaleźli lepszych od siebie, a lider naszej kadry - Kamil Stoch - fruwał po zakopiańskim niebie aż miło. Osiągnął odległość 141,5 metra, co było nowym rekordem przebudowanej Wielkiej Krokwi. W niedzielę miał więc odnieść kolejne zwycięstwo w cyklu. Niestety, już w pierwszej serii skoczył zaledwie 108,5 metra. W związku z tym zabrakło dla niego miejsce w drugiej serii, w trzydziestce najlepszych zawodników zakopiańskich zawodów.
Eksperci analizowali skok sportowca z Zębu i doszli do wniosku, że dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi spóźnił wyjście z progu. Ikona polskiego sportu Adam Małysz nie neguje tego, ale nie sądzi, by to zaważyło na niepowodzeniu. - Nawet jeśli Kamil popełnił błąd, to obecnie jest w takiej formie, że ta odległość musiała być lepsza. Jedyne co go mogło zatrzymać aż w takim stopniu to wiatr. Czapki z głów przed nim, bo przyjął to niepowodzenie na klatę. Jest tak doświadczonym zawodnikiem, że wie, iż był to tylko przypadek, czy wypadek przy pracy. On pewnie z tym już sobie psychicznie poradził - stwierdził Małysz w obecności dziennikarzy.
Niepowodzenie Stocha nie oznaczało, że polscy kibice stracili wiarę w naszych reprezentantów. Po pierwszej serii niedzielnego konkursu PŚ w Zakopanem na prowadzeniu znajdował się Stefan Hula. Po drugiej kolejce spadł jednak na czwartą pozycję. Szansa na kolejne punkty w cyklu już w najbliższy weekend. Stawka powalczy w niemieckim Willingen.
Sprawdź także: Oto ukochane naszych skoczków! Ewa Bilan-Stoch i Marcelina Hula [GALERIA]