Trener z Finlandii nie poprowadzi „Biało-Czerwonych” z wielu powodów. Szerokim echem odbiła się jego praca z chińskimi skoczkami, których przestał prowadzić na początku października, a więc na ostatniej prostej długich przygotowań do igrzysk olimpijskich w Pekinie. Jego oczekiwania finansowe też były zbyt duże, a „rywalizacja na sprzęt” to temat, w którym nie czuje się komfortowo.
Za Kojonkoskim mogła przemawiać rozpoznawalność. To autor sukcesów fińskich i norweskich skoków na przełomie wieku. W czasach świetności Adama Małysza - on miał swoje „pięć minut” na wieży trenerskiej. Powyższe (oraz inne) powody sprawiły, że rozmowy PZN z Finem zakończyły się fiaskiem.
Minister sportu ostro reaguje na pomysł FIFA. Kamil Bortniczuk przedstawił swoje rozwiązanie dla Rosjan
Gorących nazwisk na trenerskiej giełdzie nie brakuje. Nowym faworytem w bitwie o polski stołek może być Alexander Pointner, trener Austriaków w latach 2004-2014. To m.in. pod jego okiem eksplodowały talenty Thomasa Morgensterna i Gregora Schlierenzauera, a Austriacy seriami wygrywali medale wielkich imprez i kolejne edycje Turnieju Czterech Skoczni. PZN już nawiązał kontakt z 51-latkiem, którego najmocniejszą stroną jest praca nad przygotowaniem mentalnym skoczków (coś, co Doleżal ma niestety w deficycie).
Kolejny kandydat na liście to Alexander Stoeckl, który świetnie poradził sobie w roli następcy… Kojonkoskiego. Pod jego wodzą norwescy skoczkowie odnieśli sporo sukcesów, tym najnowszym jest złoty medal olimpijski Mariusa Lindvika. Od dawna mówi się, że Austriak potrzebuje nowych wyzwań, a takim byłaby praca w Polsce.
Nie brakuje też zwolenników Macieja Maciusiaka, który jest asystentem Doleżala, a całą kadrę, łącznie z zapleczem, zna od podszewki. PZN nie wyklucza jego kandydatury, mając w pamięci fakt, że Stefan Horngacher przed laty nie był faworytem mediów i kibiców.
Piotr Żyła podsumowany przez Adama Małysza. Stanowcza opinia legendy, nie patyczkował się