W ostatnich tygodniach kibice skoków w Polsce żyli przede wszystkim rozstaniem z Michalem Doleżalem, które wywołało spore zamieszanie. Do publicznej wiadomości zaczęły wyciekać brudy z szatni, a w mediach otwarcie mówi się m.in. o konflikcie Adama Małysza z Kamilem Stochem. Także wybór następcy wzbudził wiele kontrowersji, gdyż Polski Związek Narciarski przeczył sam sobie. Informację o podpisaniu kontraktu z Thomasem Thurnbichlerem szybciej przekazali Austriacy, a nawet... Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS). Dla byłego asystenta reprezentacji Austrii jest to pierwsza tak poważna praca i podszedł do niej z ogromnym zapałem. Okazuje się, że było blisko, a nie byłby on jedynym nowym szkoleniowcem w czołówce skokowych reprezentacji.
Wspaniałe wiadomości o Ewie Bilan-Stoch! Ta radosna informacja może zmienić jej życie
W galerii poniżej dowiesz się, jaki stosunek do religii ma Kamil Stoch:
Horngacher balansował na granicy klęski
Przez pewien czas głośnym nazwiskiem w kontekście zastąpienia Doleżala był Mika Kojonkoski. Legendarny trener prowadził rozmowy z Adamem Małyszem, ale szybko uznano, że nie ma szans na porozumienie. Fin ostatecznie wrócił do ojczyzny, gdzie zamierza pomóc w odbudowie dyscypliny, ale zdradził, że prowadził rozmowy nie tylko z Polską. W rozmowie z portalem iltalehti.fi ujawnił, że był blisko zastąpienia Stefana Horngachera!
- Były realne i możliwe alternatywy - powiedział Kojonkoski, mając na myśli oferty z Polski i Niemiec. Horngacherowi kończyła się po olimpijskim sezonie umowa, którą podpisał w 2019 r. Niemiecka federacja długo zastanawiała się, czy ją przedłużyć, ale ostatecznie zdecydowała się kontynuować współpracę z Austriakiem. Tym samym zachował on posadę, a Kojonkoski wrócił do Finlandii, w której pracował już w latach 1999-2002. Szczególne uznanie zdobył nieco później, gdy przez 9 lat prowadził z sukcesami Norwegię.