Reprezentant Norwegii to jeden z najbardziej rozpoznawalnych zawodników w całej stawce. Na swoim koncie ma między innymi złoty medal olimpijski, który zdobył wraz z drużyną na igrzyskach w Pjongczangu w 2016 roku. Ponadto trzykrotnie zdobywał złoty krążek w lotach narciarskich. Dwukrotnie indywidualnie (w 2016 i 2018 roku) oraz raz drużynowo (również w 2018 roku).
Niedawno miał jednak poważne problemy ze zdrowiem. Zachorował na zespół Stevensa-Johnson. Choroba ta jest następstwem zażywania leków. Tande był bliski śmierci, ale jego życie udało się uratować. Tragedia zaczęła się jednak dużo wcześniej. 6 września 2017 roku Norweg otrzymał telefon od mamy, która przekazała mu wstrząsającą informację o próbie samobójczej brata skoczka, Hakona.
Przypadkowa osoba znalazła 18-latka w lesie. Został przetransportowany helikopterem do szpitala w Oslo. Dotarł tam również Daniel Andre Tande. Mimo starań lekarzy życia Hakona nie udało się uratować i zmarł po dziewięciu dniach walki. O tej tragedii skoczek i jego najbliżsi zdecydowali się opowiedzieć w norweskiej telewizji TV2. - Powiedziano nam, że nic więcej nie mogą zrobić. A potem wyłączyli maszyny - wyjawił Norweg.
Dzień po śmierci brata Tande poszedł na trening i skokom poświęcał jeszcze więcej czasu niż do śmierci brata. - Skoki to dla mnie odskocznia. Wiem, że w rodzinie mogli mieć mi to za złe, ze tak postępuje w takim momencie. Skoki narciarskie zawsze były taką moją oazą spokoju. Gdy trenuję, wówczas na bok odchodzi wszystko inne - dodał Tande.