Małysz pod ostrzałem ministra sportu. Jest odpowiedź legendy skoków
Polski Związek Narciarski od kilku miesięcy jest pod batutą Adama Małysza. Były skoczek w federacji pracuje od dłuższego czasu, bo przez kilka lat był dyrektorem do spraw skoków narciarskich i kombinacji norweskiej, a od zeszłego roku wszedł szczebel wyżej. Jego pracę będzie można ocenić dopiero po dłuższym czasie, ale widać, że Małysz dąży do "rozruszania" związku i zmian. Niewykluczone, że niektóre z nich będą nieco wymuszone, a wszystko ze względu na pomysły w ministerstwie sportu.
Sławomir Nitras zapowiedział bowiem, że dotacje będą uzależnione m.in. od parytetów w zarządach związków. Minister domaga się, aby kobiety stanowiły co najmniej 30 procent zarządu. A w PZN takiej sytuacji nie ma, co Nitras zauważył. - Nie może tak być, że w zarządzie siedzą sami faceci i nie ma ani jednej kobiety. W czasach, w których żyjemy, to jest stan nie do zaakceptowania - powiedział minister.
Zapytany o tę kwestię Adam Małysz starał się odpierać te zarzuty. - Ja nie mam żadnego problemu z tym. Z prostego powodu - to nie są moje kompetencje. Ja zostałem wybrany, u nas, w PZN-ie to związki okręgowe wyznaczają kandydatów i to one będą musiały się przyłożyć, żeby znaleźć i wystawić kandydatki, bo faktycznie, na dzisiaj ich nie widać - powiedział prezes PZN w rozmowie z Polsatem Sport. - Powiedziałem wyraźnie panu ministrowi, że u nas w związku, jeśli chodzi o biuro i całą administrację, to śmiało można powiedzieć, że pracuje 80 procent kobiet. Zatem to nie jest tak, że u nas nie ma kobiet, przypadkowo się tak stało, że w zarządzie faktycznie ich nie ma, ale jeśli chodzi o pracę w związku na co dzień, to mamy ich bardzo dużo - stwierdził Małysz.