Mówi się, że Austriak zarabiał ok. 10 tys. euro miesięcznie, o czym nieoficjalnie informował kiedyś portal sport.pl. Wypłata niezła, ale zasłużona. Za jego rządów, czyli lata 2016-2019, polscy skoczkowie zachwycali. Trzy lata temu schedę po Horngacherze przejął Doleżal i choć zaczął dobrze, to sezon olimpijski polskiej kadrze nie wyszedł. Jedynym blaskiem minionych tygodni jest brązowy medal olimpijski Dawida Kubackiego, ale on nie przysłonił błędów czeskiego szkoleniowca.
Kto teraz poprowadzi Kamila Stocha i spółkę? Wszyscy w środowisku skoków zdają sobie sprawę, że posada trenera naszej reprezentacji wiąże się z gigantyczną presją, dlatego to PZN inicjuje większość rozmów i nie czeka aż ktoś odważy się wysłać CV.
Kadry z pewnością nie poprowadzi Mika Kojonkoski, którego oczekiwania finansowe były zbyt wielkie. Na niekorzyść Fina przemawiała również nieudana praca w Chinach i brak orientacji w świecie nowinek technicznych. Inny faworyt kibiców – Alexander Stoeckl – jest skory pozostać przy pracy z norweskimi skoczkami. PZN rozmawia niemal z każdym, rozmów z pewnością nie podjęto z Ronnym Hornschuhem, trenerem szwajcarskich skoczków.
Kolejnym człowiekiem, który pojawił się na giełdzie nazwisk jest Florian Liegl. Kiedyś najwyższy skoczek w stawce, teraz utalentowany trener zaplecza austriackiej kadry. Warto jednak zaznaczyć, że czasem najciemniej jest pod latarnią i to Maciej Maciusiak zostanie nowym szefem kadry. Jako asystent Doleżala już wiele razy skutecznie „naprawiał” polskich skoczków.