W 2016 roku na świat przyszedł syn Wiktorii Azarenki i Billy'ego McKeague'a, Leo. Przez pierwsze miesiące rodzina przebywała na Białorusi, a po rozstaniu tenisistka zdecydowała się na wznowienie kariery i zabierała ze sobą syna na swoje turnieje. Amerykański ojciec dziecka złożył jednak do sądu w Los Angeles wniosek o przyznanie mu opieki nad dzieckiem. McKeague nie chciał, by Leo pozostał przy matce. Kalifornijski sąd zdecydował początkowo, że dziecko nie może opuścić stanu aż do zakończenia sprawy. Pomimo tego, że białoruskie źródła podawały, iż sąd w ojczyźnie tenisistki uznał, że Leo powinien przebywać z matką, a z ojcem widywać się według określonych reguł.
Prawnicy McKeague'a odwoływali się od wyroku białoruskiego wymiaru sprawiedliwości, a gdy to nie przyniosło skutku, skierowali sprawę do sądu w Stanach Zjednoczonych. Ten zakazał dziecku opuszczania granic Kalifornii i dlatego Azarenka musiała zawiesić częściowo sportową karierę, chcąc być przy malcu. Zrezygnowała m. in. z bieżącej edycji Australian Open, pomimo, że otrzymała od organizatorów "dziką kartę" i dwukrotnie wygrywała na australijskich kortach. Nie otrzymała zgody na wyjazd z synem do Australii, więc musiała odmówić udziału w imprezie.
Wydaje się jednak, że w sprawie Azarenki nastąpił przełom. Kalifornijski sąd uznał, że o sprawie powinien rozstrzygnąć białoruski wymiar sprawiedliwości. Wielce prawdopodobne więc, że tamtejszy sąd utrzyma swoje wcześniejsze postanowienia i to tenisistka otrzyma pełne prawa do opieki na dzieckiem. Amerykańskie media już rozpisują się o radości Azarenki, dla której ta decyzja może oznaczać powrót na korty. Billy McKeague, ojciec Leo, ma trzy tygodnie, by zaskarżyć ostatni wyrok amerykańskiego sądu.