Bartosz Salamon: Z marzeń o Euro 2016 nie rezygnuję

2016-02-11 11:35

Ma za sobą pobyt w Milanie, a jego agentem wciąż jest słynny Mino Raiola, ten sam, który reprezentuje Zlatana Ibrahimovicia. Zna Silvio Berlusconiego i Mario Balotellego, ale teraz gra z mniej znanymi piłkarzami i pracuje u mniej znanego prezesa. Kariera  Bartosza Salamona (25 l.) pełna jest zaskakujących zwrotów akcji. Czy kolejnym będzie wyjazd na EURO?

„Super Express”: - Grasz w Cagliari, które nazywane jest „Juventusem Serie B”. Skąd takie określenie?

Bartosz Salamon: - Zachowując wszelkie proporcje, chodzi o podobny potencjał. Cagliari w Serie B jest jak Juventus w Serie A. Ze względu na budżet i silną kadrę wymaga się od tych zespołów zwycięstw w każdym meczu. Presja i oczekiwania są ogromne.

- I jak ci się gra w takich warunkach?

- Bardzo dobrze. Po raz pierwszy gram w klubie, w którym jest takie ciśnienie. Nawet remis jest przyjmowany z niezadowoleniem. Ale pasuje mi to. Jesteśmy liderem , mamy 55 punktów, co jest rekordem ostatnich lat. Rok temu Carpi na tym etapie miało 50 i praktycznie zapewniony awans do Serie A.

- Wasza przewaga w tabeli po 25. kolejkach wynosi jednak tylko punkt…

- Tak, bo niespodziewanie tempo wytrzymuje też Crotone, które jest bardzo dużą niespodzianką In plus w tym sezonie. Trochę z tyłu, ale wciąż w walce o awans jest też Pescara.

- Najgłośniej było o tobie po tym jak przeszedłeś do Milanu. Wracasz myślami do tamtych chwil?

- Tylko przy okazji wywiadów, bo dziennikarze o to pytają. Nie zachłysnąłem się wtedy, nie imprezowałem, robiłem co mogłem, ale to było za mało. Nie zagrałem tam meczu, trenerzy stawiali na innych. Choć posiedziałem trochę na ławce i tam, i w Sampdorii, to nabrałem doświadczenia. Bo ławka boli, ale potrafi też uczyć. I ja z tych lekcji staram się wyciągnąć wnioski. Jestem jeszcze młody, ale nabrałem już dużo doświadczenia. Wciąż szukam swojego potwierdzenia we włoskiej piłce, ale myślę, że jestem na dobrej drodze. Przechodząc do Cagliari, trochę ryzykowałem. Nikt mnie tu dobrze nie znał, musiałem wszystko udowadniać od początku. Ale jestem zadowolony. Choć nie przepracowałem z zespołem całego okresu przygotowawczego, to z marszu wskoczyłem do składu. Potem, niestety, popełniłem kilka błędów, może właśnie zemściło się to, że nie pracowałem wspólnie z chłopakami przed sezonem. Miesiąc nie grałem, ale w listopadzie znów wróciłem do pierwszego składu i już miejsca nie straciłem.

Zobacz: Ranking FIFA: Polska z minimalnym awansem. Na prowadzeniu Belgia

- Wracając jeszcze do Milanu. Spotkałeś dwóch panów „B”. To jedne z najbarwniejszych postaci świata futbolu…

- Prezesa Silvio Berlusconiego widziałem kilka razy. Najbardziej zapamiętałem spotkanie przed derbami z Interem. To było również przed wyborami. Przyleciał helikopterem i wygłosił prawie godzinny monolog. Fajnie się go słuchało. A Balotelli? Fajny chłopak, sam w sobie chyba mniej barwny niż otoczka, wytwarzana wokół niego. Owszem, ma duże samochody i wyskoczy czasem na dyskotekę, ale czy tylko on tak robi?

- O ile pamiętam, to któryś z piłkarzy powiedział, że gdyby jego życie zależało od wykorzystanego rzutu karnego, to powierzyłby ten strzał Balotellemu. Ty też?

- Coś w tym jest, bo nie pamiętam, żeby się Balotelli kiedyś pomylił z jedenastu metrów. Choć na treningach częściej ćwiczyłem z nim wolne, niż karne. Imponujące uderzenie.

- Milan to również słynne Milan Lab, czyli kompleks medyczny, badający piłkarzy od stóp do głów…

- Teraz tak działa większość klubów, ale Milan był prekursorem pod tym względem . Najbardziej pamiętam badanie po powrocie z kadry. Byłem zmęczony, mało spałem, a wszyscy kadrowicze Milanu zostali wysłani na badanie, które miało sprawdzić, czy nadają się na trening. Podłączyli nas do sprzętu i… bardzo się zdziwiłem. Kilku kolegów zostało odesłanych do domu, a u mnie komputer stwierdził, że poziom stresu już opadł, a organizm się zregenerował. I tak to maszyna wysłała mnie na zajęcia (śmiech). W Milanie ta część medyczna rzeczywiście imponuje. Już wtedy badaniami skorygowali mi też dietę, wskazując czego mój organizm nie toleruje. Dzięki temu lepiej wiem jak się odżywiać.

- Wspomniałeś o kadrze. Wierzysz, że wskoczysz do pociągu jadącego na EURO czy już nie?

- Dwa tygodnie temu na moim meczu był Hubert Małowiejski, asystent trenera Nawałki. Czyli, jestem w gronie obserwowanych. Gram bardzo dobrze, nieraz byłem w „jedenastce” kolejki, chwalą mnie tu. Więcej zrobić nie mogę. Wiem, że kadra jest praktycznie zamknięta, ale… Z marzeń o EURO jeszcze nie rezygnuję.

Sprawdź: Euro 2016: Gdzie kupić bilety na towarzyskie mecze Polaków z Serbią i Finlandią? Znamy ceny!

- We Włoszech jesteś już od lat. Chyba mocno przesiąkłeś tą kulturą?

- Tak, bo to już osiem lat w moim przypadku. Od czterech lat mam dziewczynę Włoszkę, z Brescii, dlatego często tam bywam. Przyzwyczaiłem się do Italii pod każdym względem. Najważniejsze jest jednak boisko. Bardzo bym chciał już ustabilizować moją pozycję we włoskim futbolu: w tym sensie, żeby awansować do Serie A z Cagliari, a potem umacniać w niej i moje miejsce, i mojego zespołu.

Najnowsze