- Brakuje mi ponad tysiąca treningowych rzutów - nie ukrywa Małachowski - Nie mam jeszcze regularności. Czasami dysk ląduje na 65. metrze, czasami na 60. A raz spadł tak bardzo, bardzo daleko, że... nie powiem, ile to było.
Rekord Polski Małachowskiego wynosi 69,15 m. Do zaczarowanej bariery 70 metrów niewiele. Ale tę granicę niełatwo złamać. W tym stuleciu udało się to tylko sześciu zawodnikom.
Przeczytaj koniecznie: Małachowski wyleczył palec, znów rzuca dyskiem
- Moje życie na pewno zacznie się po siedemdziesiątce - śmieje się wicemistrz olimpijski i wicemistrz świata w rzucie dyskiem. - Ale będzie ciężko uzyskać ten wynik już w tym roku. Najlepiej, gdyby mi się to udało podczas mistrzostw Europy w Barcelonie. Zresztą okazji do ataku nie zabraknie, bo w planach mam siedem startów w nowym cyklu Diamentowej Ligi.
Mieszkający w Warszawie zawodnik Śląska Wrocław ma coś do nadrobienia nie tylko w treningu i liczbie wykonanych rzutów...?
- Jestem na etapie gubienia brzucha - wyznaje nam miotacz ważący grubo ponad 120 kg. - W trakcie przerwy w treningach złapałem pięć czy sześć kilogramów za dużo. Zostało jeszcze 4 kg do zrzucenia. Nie głodzę się, bo przy ciężkich treningach potrzebne jest mi białko. Ale z bolącym sercem patrzę w stołówce w Spale, jak inni jedzą gorące dania na kolację, a ja tylko talerz warzyw z oliwą. Tylko z piwem łatwiej mi przyszło się pożegnać po operacji. Jeśli już, to jedno, a nie kilka, jak kiedyś.
Tymczasem w życiu prywatnym Małachowskiego też dużo zmian: - Kupiłem dom w Bieżuniu, gdzie mieszkam z mamą. Właśnie pracę rozpoczyna ekipa remontowa. Potem kupię meble. No i sam chyba wreszcie dorosłem, by mieć przy sobie kogoś na stałe. I ktoś taki jest na horyzoncie - wyjawia uradowany Piotr.