"Super Express": - Jak się pan dowiedział o śmierci Ryszarda Szurkowskiego?
Lech Piasecki: - Przed ósmą raną zadzwoniła do mnie jego żona. Wiedziałem o tej smutnej wiadomości zanim podały ją media.
- Kiedy ostatni raz rozmawialiście?
- Byłem niedawno u Ryszarda w Warszawie. Odwiedziłem go wspólnie z Piotrkiem Wadeckim. Posiedzieliśmy dobrą godzinkę. Porozmawialiśmy, powspominaliśmy. Oczywiście po urazie sprzed dwóch lat miał dolegliwości, ale mimo to cały czas tryskał humorem. Zawsze bardzo dobrze się z nim rozmawiało. Zawsze bardzo dobrze pamiętał wszystkie sytuacje z peletonu, nie tylko ze swoich czasów, ale i z naszych. Zawsze z podziwem go słuchaliśmy jak opowiadał, bo robił to ciekawie, barwnie i prawdziwie. Mimo sytuacji, która go spotkała zarażał optymizmem. Walczył do końca. Nie poddawał się. Wierzył w to, że nadejdzie ten moment, że stanie na nogach. My również mieliśmy tę wiarę.
- Kim był dla pana?
- Rysiek był wyjątkowym człowiekiem i sportowcem. Był osobowością. W połowie lat 80. przejął kadrę. To dzięki jego osobie, dzięki podejściu, charyzmie odnieśliśmy sukcesy w Wyścigu Pokoju i na mistrzostwach świata, a także zdobyliśmy medal drużynowy na olimpiadzie w Seulu. Był wyjątkową osobą. Kiedyś z okazji jego urodzin wrzuciłem nasze wspólne zdjęcie z mistrzostw świata w Giavera del Montello, gdzie wygrałem. Napisałem wtedy, że zawsze chciałem być taki jak on. Mój idol z lat młodości, rywal i kolega z peletonu, trener, przyjaciel, wielki mistrz - Ryszard Szurkowski. Myślę, że te słowa odzwierciedlają to kim był dla nas Rysiek.
- Miał duży wpływ na pana karierę. Słyszałem, że to dzięki niemu uwierzył pan w siebie.
- Nie tylko na mnie, ale na wszystkich z zespołu. Rysiek przejął kadrę, która już była w jakiś sposób ukształtowana. Każdy z trenerów, którzy wcześniej pracowali, czy szkoleniowcy klubowi, mieli na nas wpływ. Nie potrafili z nas wykrzesać tego, co potrafił Ryszard. Osobowością i podejściem zdziałał to, czego nie zrobili inni. Przekonał do nas do tego. Uzmysłowił nam jedno: że możemy wygrywać. Można powiedzieć, że zaszczepił w nas gen zwycięzców. W czasie gdy nas prowadził, wiedzieliśmy, że musimy wygrać, że nie startujemy tylko po to, żeby się przejechać.
- Jak pan zapamięta Szurkowskiego?
- Jest wiele takich sytuacji, także z życia prywatnego. Gdy już przestałem się ścigać, to spotykaliśmy się. Przed mistrzostwami świata w Giavera del Montello byliśmy na zgrupowaniu w Spale. Rysiek przyszedł do mnie i mówi: chodź, gdzieś sobie pojedziemy. Zabrał mnie nad jeziorko, gdzie pływaliśmy kajakiem. Rozmawialiśmy nie jak trener z zawodnikiem, jak przyjaciele.
Kiedy pogrzeb Ryszarda Szurkowskiego? Data pogrzebu Ryszarda Szurkowskiego