To była szalona noc w Katarze. W Dausze Biało-czerwoni sięgnęli w środę po dwa medale lekkoatletycznych mistrzostw świata. Paweł Fajdek wywalczył sobie złoto w rzucie młotem, dzięki osiągnięciu odległości 80,5 metra. Co ciekawe, każda z zaliczonych prób dałaby mu pierwsze miejsce!
- Od rana byłem markotny, bolała mnie głowa, więc postanowiłem się skupić na rzucaniu młotem. I powtarzałem sobie, że zostanę mistrzem świata. Chciałem rzucić 82 metry i było mnie na to stać. A teraz nie ukrywajmy: muszę zdobyć medal olimpijski. Do trzech razy sztuka – powiedział Fajdek przed kamerą TVP.
Po proteście i nocnych naradach sędziów, medal przyznano także Wojciechowi Nowickiemu. Węgier Bence Halasz zajął trzecie miejsce, ale arbitrzy przy kole nie zauważyli, że popełnił błąd i opuścił je, co jest niedozwolone. To właśnie ta próba dała mu brąz. Mimo to, nie zdecydowano się na odebranie mu medalu.
- Wojtek zgodnie z przepisami uzyskał trzecią odległość. Ale gdyby Halasz wiedział, że jego próba jest spalona, rzucałby później inaczej. Dlatego będą dwa brązowe medale – wyjaśnił Tomasz Majewski, wiceprezes PZLA.
Dzięki temu Polacy awansowali w klasyfikacji generalnej. Po szóstym dniu zawodów mamy cztery krążki - jeden złoty, jeden srebrny i dwa brązowe. To pozwoliło awansować nam z trzynastego na szóste miejsce. Liderem są Stany Zjednoczone.