Super Express: - Mocno nastawiałeś głowę w tym meczu...
Artur Sobiech: - Po pierwszym strzale i obronie bramkarza, tylko głową mogłem dobić piłkę i tak zrobiłem. Dostałem przy tym mocno nogą od obrońcy Rakowa i krew się polała, ale warto było. Piłka wpadła do siatki no i ważne, że... zęby całe.
- Ale po starciu głowami z Andrzejem Niewulisem kilkanaście minut później już nie byłeś w stanie kontynuować gry, dlaczego?
- Rozciąłem łuk brwiowy, znów pojawiła się krew i zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie było sensu, żebym pozostał na boisku. Pojechałem z fizjoterapeutą do szpitala, przeszedłem badania i zszyto mi łuk brwiowy. Dalszą część meczu obejrzeliśmy na smartfonie.
- Ale słyszę po głosie, że czujesz się dobrze.
- Awansowaliśmy do finału, więc wypada się cieszyć. Poza tym zgadza mi się teraz... liczba szwów po obu stronach (śmiech). Grając w Hanowerze dostałem kiedyś w meczu przeciwko Kaiserslautern w łuk brwiowy, a teraz oberwałem w drugi. W Ekstraklasie gra się tak samo twardo jak w Bundeslidze.
- Strzeliłeś gola w kolejnym meczu (cztery dni wcześniej z Lechem), czy to oznacza, że wraca forma i skuteczność?
- O moją formę, to już należy zapytać trenera. Ja zachowywałem spokój nawet jak nie strzelałem i ciężko pracowałem na treningach. Obecnie nadszedł lepszy moment, ale najważniejsze jest to, że drużyna wygrywa.
- Co będzie łatwiej zdobyć – mistrzostwo czy Puchar Polski?
- Koncentrujemy się na każdym kolejnym meczu, czyli teraz na najbliższym z Cracovią. W żadnym meczu nie jest łatwo, bo trzeba zwycięstwo wyszarpać, choćby jak to z Rakowem.
- Będziesz gotowy na sobotni mecz z Cracovią?
- Na szczęście nie mam wstrząśnienia mózgu, co potwierdziły wyniki badań w szpitalu. Natomiast dopiero najbliższe godziny pokażą czy będę mógł zagrać.