Besnik Hasi przez wiele lat związany był z Anderlechtem Bruksela. Najpierw jako piłkarz, potem jako asystent trenera, a w końcu jako pierwszy szkoleniowiec. Wszystko super, tylko w tej ostatniej funkcji się nie sprawdził. Rozwinąć miał się w Warszawie, gdzie nie dogadano się ze Stanisławem Czerczesowem, który dał klubowi dublet na stulecie. I wydawało się, że ten plan wypali.
Hasi nakupował znajomych z Belgii i miał to, czego brakowało jego poprzednikom w stolicy. Czyli szczęścia. W eliminacjach Ligi Mistrzów wylosował tak, że nie wypadało nie awansować. Tylko, że gołym okiem było widać, że coś nie gra. W LOTTO Ekstraklasie drużyna nie wygrała u siebie żadnego meczu, odpadła z Pucharu Polski. I na koniec skompromitowała się w LM dostając od Borussii sześć goli. Tego było już za dużo - od piątku było wiadomo, że Hasiego nie uratuje nic. Dzisiaj znowu przemeblował drużynę, wydawało się, że pożegna się z honorem. Od 0:2 Legia odrobiła na 2:2. Ale i tak przegrała. Hasiego zastępuje Vuković. Ma za sobą prezesa i kibiców. Gorzej od Hasiego nie wypadnie. Po prostu się nie da.
Na konferencji po spotkaniu z Zagłębiem Hasi dalej walczył. Na konferencji ogłosił, że wciąż pełni funkcję trenera. Teraz do akcji wkroczą prawnicy, choć wydaje się przesądzone, że ALbańczyk "za darmo" nie odejdzie.
Od jutra drużyne prowadzi Vuko
— B(L)1916 (@BL_1916) 18 września 2016