Beto będzie królem pod Wawelem

2009-01-08 6:00

Piłkarzem został przez przypadek, ale dziś równie skutecznie strzela prawą nogą, lewą, jak i głową. W Wiśle ma stworzyć atak marzeń z Pawłem Brożkiem. Oto Beto (22 l.) - nadzieja krakowskich kibiców.

- Robiłeś furorę w juniorskich drużynach słynnego Palmeiras, grałeś w młodzieżowych reprezentacjach Brazylii. Jakim cudem trafiłeś do polskiej ligi?

Beto: Skończył mi się kontrakt z Palmeiras, a Wisła złożyła mi konkretną ofertę. Miałem też propozycję z Rosji, nawet korzystniejszą finansowo, ale dałem już słowo Wiśle, a słowa dotrzymuję. Poza tym myślę, że Polska to idealne miejsce, by przystosować się do europejskiego życia i futbolu. Przekonywał mnie też o tym stoper Wisły i mój dobry kolega z Brazylii - Marcelo.

- Graliście kiedyś razem?

Nie, zawsze przeciwko sobie. I to dosłownie przeciwko, bo ja jestem środkowym napastnikiem, a Marcelo obrońcą. Bilans pojedynków wychodzi na równo, ale pamiętam mecz, gdy moja drużyna wygrała z jego zespołem 1:0. Ja strzeliłem gola.

- W Wiśle brakowało wysokiego, skutecznego napastnika. Wypełnisz tę lukę?

Potrafię strzelać bramki. Jestem prawonożny, ale... chyba jeszcze lepiej strzelam lewą nogą. A już najlepiej to głową. Nie powinno być źle. To ma być pierwszy etap mojej europejskiej kariery. Bo i Wisła pewnie nie byłaby zadowolona, gdybym tu został za długo. Jeśli klub ściąga młodego piłkarza, to ma nadzieję, że za jakiś czas na nim zarobi.

- Zawsze chciałeś być piłkarzem?

Nie. Zostałem nim trochę od niechcenia (śmiech). Któregoś dnia kolega z podwórka zaczął mnie ciągnąć na turniej, w którym młodych piłkarzy mieli obserwować skauci Palmeiras, ale ja nie chciałem iść. Nie wiązałem przyszłości z futbolem. Zresztą tego dnia miałem szkołę, a ja nigdy nie opuszczałem lekcji. Kolega był jednak uparty i namówił nawet moją mamę. No i ona powiedziała: "Synku nic się nie stanie, jak raz nie pójdziesz do szkoły, idź na ten mecz, spróbuj". Poszedłem i... od razu mnie wzięli.

- W juniorskich ekipach robiłeś za gwiazdę...

Trochę tak (śmiech). Strzelałem dużo goli, a w 2005 roku z reprezentacją Brazylii U-18 pojechałem do Japonii na turniej Copa Sendai, po którym chciało mnie pół ligi japońskiej. Również francuskie Toulouse dawało za mnie 1,5 mln euro, ale to okazało się za mało. Zresztą miałem nadzieję, że trafię do pierwszej drużyny Palmeiras. Chcieli tego kibice, domagali się dziennikarze. Ale w Palmeiras zamiast wstawić mnie do podstawowej jedenastki... wypożyczyli mnie do małego klubu Ituano, z którym mieli jakieś nierozliczone transakcje. Ituano groziło sądem, więc Palmeiras oddało mnie "w rozliczeniu". Ja bardzo nie chciałem iść, ale w Brazylii panują chore układy. Od tego momentu zaczęły się moje problemy. Dlatego cieszę się, że przyjechałem do Europy.

- Nawet pogoda nie psuje ci humoru?

Trochę się już przyzwyczaiłem, jestem w Krakowie od 30 grudnia. W sylwestra poszedłem na rynek Starego Miasta i tak zmarzłem, że już mi żaden mróz niestraszny. A śnieg, który zobaczyłem u was pierwszy raz w życiu, bardzo mi się podoba. Choć najbardziej chyba wtedy, kiedy oglądam go przez okno, siedząc w ciepłym pokoju.

Najnowsze