Przed kilkoma laty Banaś - gdy grał w Ruchu Radzionków - znalazł się w kręgu zainteresowań krakowskiej Wisły. - Zmierzyliśmy się wówczas z Wisłą w Pucharze Polski - opowiada stoper Górnika. - Miałem 19 lat i grałem jako prawy obrońca. W ataku krakowian wystąpił Maciej Żurawski. Tak się "nakręciłem" na niego, że nic nie zrobił. Później Wisła pytała o mnie, ale w Ruchu zażądali za mnie jakąś dużą sumę w euro.
Dziś ponownie przyjdzie Banasiowi rywalizować z kolejną krakowską gwiazdą, Pawłem Brożkiem.
- W tamtym pucharowym meczu sprzed lat Brożek też grał. Teraz wraca po kontuzji, ale to wciąż groźny napastnik i trzeba otoczyć go specjalną opieką. Może poślizgnie się na... "Bananie" (przydomek Banasia)? - śmieje się stoper Górnika. Banaś gra w tym sezonie tak dobrze, że wymienia się go nawet jako kandydata do reprezentacji Polski.
- W końcu i do mnie uśmiechnęło się szczęście - mówi. - Ale kiedyś pech mnie nie opuszczał. Dostałem kamieniem w głowę, w debiucie w Piaście Gliwice strzeliłem gola, ale samobójczego. Potem w kolejnym meczu wybiłem bark, by w końcu złamać kość jarzmową. Straciłem pół roku. Leżałem w szpitalu, lekarze nie wiedzieli, czy robić operację, bo obrzęk był tak wielki, że trzeba było najpierw nacinać skalpelem, a potem strzykawkami ściągać opuchliznę.
- Ale już zapomniałem o tych nieszczęściach, teraz w głowie mam tylko mecz z Wisłą i Brożka - zaznacza Banaś. - Dobrze byłoby wygrać, aby w niedzielę w miłym nastroju pojechać do rodziców w Radzionkowie na dobry obiad: roladę, kluski i modrą kapustę.