- Jeżeli dobrze wystartujemy, będziemy się liczyć w grze o mistrzostwo. Mamy niezły skład, drużyna jest głodna sukcesu. Potrzeba tylko więcej takich spotkań, jak z Borussią Dortmund (2:1), by uwierzyć we własne możliwości - twierdzi Baszczyński.
"Super Express": - Twój transfer do Polonii wywołał spore zaskoczenie. Wydawało się, że wrócisz do Wisły, w której spędziłeś 10 lat.
Marcin Baszczyński: - Wahałem się, co robić. Traf chciał, że po meczu Wisły z Polonią spotkałem się z prezesem Wojciechowskim i trenerem Zielińskim. Od tego momentu wszystko potoczyło się już bardzo szybko.
- Wszyscy myśleli, że wracasz do kraju, bo boisz się kryzysu w Grecji...
- Kryzys w tym kraju bezpośrednio mnie nie dotknął. Mieszkałem z daleka od centrum Aten, nad morzem. Ludzie narzekali, klub zaczął szukać oszczędności, ale nie były to sytuacje zagrażające naszemu bezpieczeństwu. W gorszej sytuacji był Marek Saganowski (kolega z Atromitosu), który woził dzieci do przedszkola w centrum Aten. Policja często zamykała całe ulice i Marek martwił się, czy uda mu się bezpiecznie wrócić z nimi do domu.
- W Polonii minąłeś się z kolegą z Ruchu Chorzów, Sobiechem, i znajomym z kadry - Ebim Smolarkiem...
- Godząc się na zamrożenie części zarobków, drużyna zaryzykowała. Pokazała, że chce grać o całą pulę. Ebi i Artur mieli inne zdanie. Ich sprawa.
- W Polonii jesteś zaledwie dwa tygodnie, a już wybrano cię do rady drużyny. Rządzisz w szatni?
- Nie. Przywódcami powinni być zawodnicy, którzy mają dłuższy staż w drużynie. Niech wykreują się nowe, mocne charaktery. Ja służę swoim doświadczeniem na boisku.