"Super Express": - Jeszcze dwa tygodnie temu byłeś anonimową postacią nawet dla kibiców Korony. Skąd się wziąłeś w Ekstraklasie?
Michał Przybyła: - Wszystko zaczęło się od karate, które trenowałem przez rok. Potem postawiłem na piłkę i po dwóch sezonach w juniorach trener Pacheta włączył mnie do pierwszej drużyny. W 2013 roku dał mi zagrać kilka minut w Lubinie. Zaliczyłem jeszcze "ogon" ze Śląskiem. Potem była Młoda Ekstraklasa, rezerwy, wypożyczenie do Widzewa, aż latem postawił na mnie trener Brosz.
Lech Poznań - FC Basel NA ŻYWO. Transmisja w TV i STREAM LIVE ONLINE
- Jakich argumentów użył trener Marcin Brosz, by przekonać piłkarzy, że Korona nie jest tak słaba?
- Powiedział, jak mamy grać i że od tego momentu to, jak będziemy postrzegani, zależy już tylko od nas. Nie przejmowałem się, co mówią o nas inni, ale paru chłopakom ta krytyka na pewno mocno podziałała na ambicję.
- W Ekstraklasie pojawiało się wielu młodych zdolnych, którzy stawali się gwiazdkami jednego lub kilku meczów, a potem znikali ze sceny. Masz jakiś pomysł, by nie podążyć ich śladem?
- Starsi koledzy najpierw nie kryli zaskoczenia, że tak dobrze mi idzie, a teraz dbają, żebym mocno stał na ziemi. Mój plan jest prosty - zasuwać z całych sił na treningach i zapomnieć o tym, co było. Niektórzy dziwili się, że nie zostawiłem sobie koszulki z meczu z Jagiellonią. Na kolekcjonowanie pamiątek mam czas. Teraz chcę udowodnić, że dobry start w lidze to nie był przypadek.