- Nie mogę uwierzyć w tę informację… - Czesław Jakołcewicz przez chwilę nie jest w stanie wydusić z siebie nawet słowa, gdy prosimy go o parę zdań refleksji na temat zmarłego szkoleniowca. - Był trenerem, który wypatrzył mnie w drugiej lidze (Jakołcewicz był piłkarzem Stali Stocznia Szczecin) i ściągnął do Lecha, robiąc ze mnie mistrza Polski, a przy okazji i reprezentanta kraju – dodaje z gardłem ściśniętym wzruszeniem.
Właśnie Wojciech Łazarek był pierwszym szkoleniowcem, który wyprowadził Kolejorza na szerokie wody krajowej – a i międzynarodowe – piłki. Dlaczejgo to właśnie jemu udało się sięgnąć po pierwszy (i zaraz potem następny) w historii Lecha mistrzowski tytuł? - Bo był cudownym człowiekiem. Zrobiliśmy to właśnie z nim, bo był dla nas jak ojciec – wspomina Jakołcewicz. A potem rozwija tę myśl.
- Kiedy komuś nie szło, najpierw było z jego strony słowo otuchy, a potem – raczej zachęta do dalszej pracy, a nie krytyka. Potrafił z każdym porozmawiać, próbował do każdego z osobna dotrzeć w trudnych chwilach – podkreśla legendarny stoper „Kolejorza”. I przypomina – zresztą Wojciech Łazarek przeszedł do historii polskiej piłki właśnie jako twórca wielu niezwyczajnych zdań i fraz – że szkoleniowiec dbał o dobrą atmosferę.
- Kiedy widział przed meczem, że szatnia – jego zdaniem - jest może ciut za bardzo spięta, jednym celnym zdaniem rzuconym do nas sprawiał, że stres uciekał – mówi Czesław Jakołcewicz. - Wesołość, radość z tego, co wszyscy wspólnie robimy, była dla niego bardzo ważna – dodaje. Na koniec jednak, by ów obraz zmarłego trenera nie był zbyt swawolny, dorzuca jedno ważne określenie.
- Pracoholik! - zaznacza. - Wymagał wiele od nas, ale jeszcze więcej od siebie. Wiem, że przylgnął do niego – pewnie z racji jego rubaszności – pseudonim „Baryła”, ale dla mnie zawsze był Panem Trenerem. I takim go zachowam w pamięci – kończy ze smutkiem były stoper Lecha i Biało-Czerwonych.