W pierwszej połowie serbski napastnik Śląska był jednym z najlepszych na boisku. Dlatego to właśnie Sotirović w 54. minucie podszedł do piłki ustawionej na 11. metrze, uderzył z całej siły i... omal nie złamał poprzeczki.
- To ja jestem winny tego, że nie wygraliśmy - przyznaje się Vuk. - Przestrzelony karny spalił nas psychicznie. Cały czas o tym myślałem.
Sotirović wspomina, że do meczu z Lechią tylko raz zdarzyło mu się nie wykorzystać karnego. I to w sparingu.
- Teraz chyba na zawsze wyleczyłem się ze strzelania jedenastek. Wziąłem na siebie ciężar i go nie udźwignąłem. To, że wcześniej strzeliłem gola, w ogóle mnie nie cieszy - przekonuje. Co ciekawe, Sotirović w meczu z Lechią grał w butach... różnego koloru. Bramkę strzelił czerwonym (lewa noga), a rzut karny przestrzelił niebieskim (prawa).