Roman Bezjak

i

Autor: East News Roman Bezjak

Nowy napastnik Jagiellonii zapewnia: Nie zapomniałem jak się gra w piłkę! [WYWIAD]

2018-02-10 4:00

Przed blisko dwoma laty był bohaterem rekordowego transferu w historii SV Darmstadt. Niemiecki klub zapłacił za niego Rijece dwa miliony euro. Jednak napastnik reprezentacji Słowenii Roman Bezjak (29 l.) nie podbił Niemiec. - Chcę pokazać w Polsce, że nie zapomniałem jak się gra w piłkę - mówi nam nowy napastnik Jagiellonii.

"Super Express:" - Dlaczego nie powiodło się panu w Niemczech?
- Zawsze marzyłem o tym, aby grać w Bundeslidze. Podobał mi styl tych rozgrywek. Dominuje tam futbol ofensywny, pada dużo bramek. Jesienią 2016 roku rozegrałem 11 meczów u trenera Norberta Meiera, który mnie sprowadził. Potem złamałem palec u nogi. W styczniu 2017 roku był już nowy szkoleniowiec Torsten Frings. W klubie było sześciu napastników. Podczas zimowych przygotowań zrozumiałem, że trener nie będzie na mnie liczył. W efekcie zostałem wypożyczony na pół roku do Rijeki. To była bardzo trafna decyzja, bo sezon 2016/17 zakończyłem jako mistrz Chorwacji. Potem wróciłem do Darmstadt, a teraz podpisałem z Jagiellonią.

- Co dały panu dwa pobyty w Niemczech?
- Nauczyłem się, jak walczyć z trudnościami i niepowodzeniami. Jestem takim typem człowieka, który zawsze stara się patrzeć pozytywnie na świat. Niektórzy piłkarze, gdy nie znajdą się w grupie na mecz, denerwują się. Staram się podchodzić do tego ze spokojem. Nawet z najgorszej sytuacji trzeba wyciągnąć pozytywy. Zaskakuje mnie jedno. Gdy grałem regularnie to w tematach transferowych była cisza. Tymczasem po jesieni - gdy mam na koncie tylko 3 mecze i żadnego gola w drugiej lidze niemieckiej - ofert nie brakowało.

- Czego spodziewa się pan po transferze do Jagiellonii?
- Chcę pokazać, że nie zapomniałem jak się gra w piłkę. Jesień ubiegłego roku miała dwa oblicza. Nie szło w Darmstadt, ale za to grałem w reprezentacji Słowenii. Strzeliłem dwa gole ze Szkocją w eliminacjach MŚ 2018. Nie udało się nam jednak zakwalifikować do baraży o mundial. To moje największe rozczarowanie.

- W kadrze Jagiellonii jest dwóch pana rodaków. Czy wpływ na pana decyzję miało to, że kilka dni wcześniej kontrakt z wicemistrzem Polski podpisał Dejan Lazarević?
- Znamy się od dawna. Graliśmy razem w kadrach Słowenii, od U-15 do pierwszej drużyny. Dzięki niemu mój wybór był łatwiejszy. Zrobiłem sobie bilans za i przeciw i wyszło mi, że warto przyjechać do Polski. Skoro jest tu tak wielu piłkarzy ze Słowenii to znaczy, że piłka jest na dobrym poziomie. Jagiellonia ma dwa punkty straty do lidera, a w ubiegłym sezonie do ostatnich sekund walczyła o mistrzostwo Polski.

- Jaka jest pana wiedza na temat polskiej ligi?
- Całkiem niezła. W Wiśle Kraków występował przecież mój znajomy z Celje, Denis Popović (teraz gra w rosyjskim Orenburgu). Wszystko co wiem, co się dzieje w polskim futbolu znam właśnie z jego opowiadań. Dzięki niemu przejście do Jagiellonii to nie jest dla mnie skok w nieznane. Skrócę okres aklimatyzacji. Przyznam, że gdy rozmawiałem wtedy z Popoviciem nie pomyślałem, że kiedyś trafię do Ekstraklasy.

- Do Legii trafił niedawno Marko Vesović, z którym w ubiegłym sezonie zdobywał pan w barwach Rijeki mistrzostwo Chorwacji. Rozmawiał pan z nim?
- Wymieniliśmy się smsami. Podczas zgrupowań w Rijece mieszkaliśmy razem. Sprawdziłem w terminarzu, że z Legią zagramy w Warszawie 27 lutego w Warszawie. Jesteśmy kolegami. Ostatnio przeczytałem, że został ojcem. Myślę, że w Legii będzie zadowolony. Marco to wojownik. Nie znosi przegrywać. Ma dobry charakter. W Rijece był ulubieńcem szatni. Lubi żartować, dbał o atmosferę. Poza tym zawsze był modnie ubrany.

- Jak smakował tytuł z Rijeką?
- To był wspaniały sezon, bo oprócz mistrzostwa sięgnęliśmy także po Puchar Chorwacji. Zrobiliśmy coś wyjątkowego, bo w lidze przerwaliśmy 11-letnią dominację Dinama Zagrzeb. To był pierwszy tytuł w historii klubu. Byliśmy bohaterami.

- To z tego okresu pochodzą pana tatuaże?
- Wtedy na nic nie było czasu, ani na tatuaże, ani na świętowanie. Na moim ciele widnieje krzyż, a obok niego napis "lwie serce, dusza wojownika". A drugi to fragment przysięgi: "w szczęściu i nieszczęściu".

- Jest pan utytułowanym piłkarzem, bo wcześniej z Ludogorcem Razgrad zdobył pan trzy mistrzostwa z rzędu, grał w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Co pan wspomina najlepiej?
- Zagrać z Realem Madryt, Liverpoolem na Anfield Road, wysłuchać hymnu Champions League, to są niezapomniane przeżycia. Byłem szczęśliwy, gdy strzeliłem gola Realowi. Przez 10 sekund cieszyłem się, ale zdziwiło mnie, że nikt poza mną nie reagował. Okazało się, że nie zauważyłem, że sędzia nie uznał bramki. Po meczu wymieniłem się koszulką z Luką Modriciem.

- Był pan mistrzem Bułgarii i Chorwacji. Teraz pora na sukces w Polsce?
- Pewnie, po to tutaj przyjechałem. W piłce trzeba być ambitnym. Ale bez napięcia. Nic na siłę, nie ma co przeżywać. Wiem z doświadczenia, że jak wszystko robię na spokojnie, to potem są efekty. Nie jestem egoistą, nie muszę strzelić gola. Mogę nie trafić, ale ważne, aby zespół dopisał trzy punkty.

Wróciła Ekstraklasa i to z przytupem! Wisła P. - Górnik 4:2

Najnowsze