"Super Express": - Powrót do Polski do krok w przód czy w tył?
Radosław Cierzniak: - To, że jestem w Wiśle, to jak najbardziej krok do przodu. Oczywiście planowałem zostać na Wyspach, ale kiedy dostałem ofertę z Wisły, to nie mogłem jej odrzucić. Długo się nie zastanawiałem. Liczyłem na transfer do Championship. Ale na ofertę musiałem długo czekać i robiło się trochę nerwowo.
- Polska liga jest lepsza od szkockiej?
- Są porównywalne. My jesteśmy lepsi, jeśli chodzi o stadiony, liczbę kibiców na trybunach. Nie było mnie w Polsce cztery lata i zauważam ogromne zmiany na plus. Gramy trochę inaczej, zmierzamy w stronę europejskiej piłki. Nie kopiemy jej na oślep, tylko staramy się coś wykombinować.
- Co robisz w wolnym czasie?
- Jarek Fojut jeszcze na Wyspach próbował zarazić mnie wędkarstwem, ale mu się nie udało. Może to i fajne, ale mając żonę i malutką córkę, trudno mi się wyrwać na pół dnia i siedzieć nad wodą. Teraz jestem domatorem. Szesnastomiesięczna córka potrzebuje dużo uwagi. A ja z nią bardzo odpoczywam. Z żoną uwielbiam oglądać seriale. Kiedy coś mi się spodoba i się wciągnę, mogę spędzić przed telewizorem wiele godzin.
Radosław Cierzniak o grze w Wiśle Kraków
- Wzorujesz się na jakimś bramkarzu?
- Zawsze podziwiałem Ikera Casillasa. Podobało mi się jego zachowanie na linii, gabarytowo też jesteśmy podobni. Imponował mi spokojem i tym, że w tak młodym wieku wskoczył na bardzo wysoki poziom. Teraz z kolei świetny jest De Gea z Manchesteru. Przyznaję, podpatruję tych najlepszych, szczególnie ich ustawienie w bramce. To w moim fachu 90 proc. sukcesu.
- Jak wspominasz początki kariery piłkarskiej?
- W domu się nie przelewało, rodzice nie mieli pieniędzy, by zapłacić za czesne w szkole piłkarskiej. Ale jeśli chodzi o samo życie codzienne, niczego mi nie brakowało, za co jestem wdzięczny. Pierwsze pieniądze zarobiłem w trzecioligowym Sokole Szamocin. Nie było to wiele, ale za to byłem z siebie dumny, bo powoli mogłem uciekać z garnuszka rodziców.
- Dlaczego zostałeś bramkarzem?
- Jako dzieciak oglądałem któreś mistrzostwa świata, urzekła mnie właśnie gra bramkarzy. Teraz nie ma problemu ze strojami dla bramkarzy, a kiedyś było o nie trudno. Jaka była moja radość, kiedy mama któregoś razu uszyła mi strój. Grałem w nim na boisku pod domem, tysiące razy rzucałem się na trawę. Mama codziennie musiała prać te ubłocone ciuchy. Teraz piłka to moja pasja.
- Czyli masz poczucie, że uprawiasz najlepszy zawód pod słońcem?
- Kibicom tak się wydaje. Jest stereotyp, że całe życie to najpierw trening, a potem wizyta w galerii. Od tego się nie ucieknie. Każdy jednak ma prawo do gry w piłkę i zobaczenia, jak to jest.
- Ale kibice mają prawo was oceniać.
- Oczywiście. Jesteśmy osobami publicznymi, więc musimy być na to gotowi. Ludzie jednak sobie nie zdają sprawy, ile razy my jesteśmy oceniani, cały czas życie pod lupą.