Wypoczęty i uśmiechnięty nie przejmuje się zupełnie krytyką. Zapewnia, że zakasał rękawy i rzuca się do pracy. Tylko czy nie za późno?
- Ale ja nawet na urlop wziąłem kasety od menedżerów i miałem przy sobie telefon, więc praca wykonywana przeze mnie w tym czasie nie różniła się od tej, którą wykonuję na co dzień - oburza się Trzeciak.
Efekty pracy też niczym się nie różnią... - Przecież nasza kadra jest szeroka i mocna, więc nie mamy aż takich potrzeb - przekonuje.
Co innego mówił niedawno trener Jan Urban, który nie wyobraża sobie, żeby Legia nie pozyskała zimą dobrego napastnika.
- Okres transferowy jest długii i nowy napastnik jest rzeczywiście naszym priorytetem. Na obóz w Hiszpanii przyjadą do nas trzej gracze z Afryki. Jeden z nich to król strzelców jednej z lig afrykańskich, wszyscy są reprezentantami i są to cenieni zawodnicy - zdradza Trzeciak.
Legia nie rezygnuje ze wzmocnień, ale musi się też martwić tym, żeby jej gwiazdy - Miroslav Radović i Roger - nie odeszły z klubu.
- Jeżeli chodzi o Radovicia, to chcielibyśmy z nim przedłużyć kontrakt, a nie go sprzedać. Prowadzimy rozmowy i Miro jest bardziej "na tak" niż "na nie" - mówi dyrektor Legii. - A z Rogerem jest tak, że jeżeli pojawi się ciekawa oferta, to po jego sprzedaży będziemy mieli środki na pozyskanie innego zawodnika. Ale... nigdy nie było żadnej oferty. Dziwię się temu, bo to znakomity zawodnik. Widocznie taka jest sytuacja na rynku - rozkłada ręce Trzeciak, który nie ma sobie również nic do zarzucenia w sprawie Garguły, który wybrał ofertę Wisły.
- Tak naprawdę to nie stanęliśmy do poważnej walki o Łukasza. Po prostu był taki moment, że menedżer Rogera zasygnalizował, że może będzie miał ofertę dla Brazylijczyka, więc zwróciliśmy się z atrakcyjną propozycją do Garguły. Daliśmy sobie trochę czasu, ale oferta dla Rogera nie wpłynęła, więc Łukasz poszedł do Wisły.