W czasach wspólnej gry w Schalke Latal i Hajto biegali po tej samej stronie boiska. - Ja grałem na prawej obronie, a Radek na prawej pomocy. Zdarzało się, że w emocjach jechaliśmy sobie równo po polsku i po czesku. Potem chłopaki w szatni, dusząc się ze śmiechu, prosili nas o wywieszenie na tablicy tłumaczenia naszej konwersacji na niemiecki. Ale Rado to był porządny chłop. Nikomu nie zrobiłby krzywdy. Solidny, dobrze ułożony taktycznie. Miał tylko jedną wadę - jak trening za bardzo się przeciągał albo był za ciężki, to przeklinał i narzekał po czesku. Po cichu nazywaliśmy go wtedy "Maruda".
Radoslav Latal we wspomnieniach Tomasza Hajty
Latal w Schalke trzymał z Polakami - Hajtą i Tomaszem Wałdochem.
- W Niemczech był taki zwyczaj, że co wtorek całą drużyną chodziliśmy na piwo. Latal do browaru zawsze zamawiał dużą porcję sałatki - wspomina Hajto.
Na pierwszy rzut oka opiekun drużyny z Gliwic to ponurak. Rzadko się uśmiecha.
- To tylko pozory. Latal to naprawdę wyjątkowo pozytywna postać. Chociaż miał w dorobku tytuł wicemistrza Europy z 1996 roku, nie wywyższał się. Miał świetny kontakt z młodymi piłkarzami, którzy wchodzili do drużyny - dodaje Hajto, który przyznaje, że 10-11 lat temu nie sądził, że Latal pójdzie w trenerkę.
- O nikim z nas z tamtego Schalke bym tak nie pomyślał. A czy Rado to dobry trener, ocenimy, jak będzie miał 65 lat. Na razie pracował w dwóch klubach na Słowacji, tak jak ja w Polsce. Trzymam za niego i Piasta kciuki. Jak podjął pracę na Śląsku, to wysłałem mu SMS-a z życzeniami. Jak będzie okazja, to podjadę do Gliwic. Pogadamy przy dobrym piwku i sałatce - zapewnia były trener Jagiellonii.