Najpierw Zbigniew Boniek (53 l.) w wywiadzie dla nas powiedział, że Beenhakker (67 l.) to dla niego mały Pinokio, bo kłamie na temat współpracy z Feyenoordem. Niedługo potem nie wytrzymał Leo odpowiadając na łamach "Przeglądu Sportowego", że "Zibi" to taki Mahomet, który siedzi na szczycie góry, mądrzy się, a potem idzie na kawę. Teraz Boniek wyśmiewa słowa Holendra, dziwiąc się, że doświadczony trener tak szybko traci nerwy.
"Super Express": - Kiedy przeszedł pan na islam? Bo Beenhakker nazywa pana Mahometem, a to przecież święta postać świata muzułmańskiego
Zbigniew Boniek: - Leo niespodziewanie szybko traci nerwy. Piekli się, kiedy tylko ktoś powie coś nieprzychylnego na jego temat. Dziwię się, że ma pretensje o moje słowa w "Super Expressie", gdzie nazwałem go Pinokiem. W stosunku do tego, co on wyrabia, to i tak było określenie łagodne, wręcz pieszczotliwe. Różnica między nami jest taka, że ja wysuwam wobec niego zarzuty merytoryczne, a on odpowiada w stylu "folklorystycznym".
- Ale zarzucił mu pan kłamstwo
- A co, nie miałem racji? Nie pomaga Feyenoordowi? Bądźmy poważni. Mam we Włoszech wielu znajomych menedżerów piłkarskich. I kilku z nich dzwoniło do mnie z prośbą o numer Beenhakkera. Bo chcieli zaproponować swoich piłkarzy Feyenoordowi, ale za każdym razem byli odsyłani właśnie do Leo, bo on zarządza polityką transferową klubu. Skoro więc udziela się mocno w Feyenoordzie, to niech temu nie zaprzecza. Dla mnie jest jak Pinokio.
- Beenhakker narzeka, że wokół niego są sami nieprzychylni ludzie. Pan, Jan Tomaszewski, działacze PZPN
- Powiem wprost: Beenhakker traktuje Polaków jak ludzi drugiej kategorii, kogoś gorszego od siebie. A ja się nie dam! Nie czuję się gorszy i nie życzę sobie, aby mnie tak traktowano. Leo lubi się otaczać takimi, którzy najchętniej jeszcze klękaliby przed nim. Ja nie będę klęczał przed Beenhakkerem. Jeśli będę chciał go skrytykować, to zrobię to i nikt mi tego nie zabroni. Ja się nie czepiam głupot, nie szukam dziury w całym. Mam do niego pretensje o to, że zawalił EURO i że dorabia w Feye-noordzie.
- A wyniki z kadrą ma coraz słabsze. Jak pan ocenia nasz mecz z RPA?
- Ciężko to ocenić. Z jednej strony nasi piłkarze tuż przed urlopami, a z drugiej RPA tuż przed ważnym turniejem o Puchar Konfederacji. To jednak spora różnica. OK, to ma być rekonesans przed mistrzostwami świata 2010. Tylko że skład jest taki, że 70-80 procent tych chłopaków i tak nie ma szans załapać się do pierwszej drużyny na dłużej. To po co taki rekonesans?
- Sporo zamieszania było też z samą podróżą. Prezes Lato postanowił oszczędzić i kadra poleciała klasą ekonomiczną...
- Ja poznałem smak klasy biznes, gdy już zakończyłem karierę piłkarską. Pamiętam, jak 30 lat temu polecieliśmy do Argentyny na mecz towarzyski. Lecieliśmy klasą turystyczną, zaraz potem ograliśmy ich 2:1 i nazajutrz wróciliśmy do domu. A oni wtedy mistrzami świata byli. I co, dało się? Dało się. Bądźmy szczerzy: jak ktoś jest słaby, to nawet jak mu pan zafunduje przelot w biznesie, to on dalej będzie słaby