Michał Probierz

i

Autor: Cyfra Sport Michał Probierz

Kadra

Były wiceprezes PZPN mocno komentuje kadrę Probierza. Nie może zrozumieć jednej decyzji selekcjonera

2024-10-07 10:29

Przed reprezentacją Polski dwa prestiżowe spotkania Ligi Narodów, dla selekcjonera Michała Probierza kolejna szansa na zbudowanie kadry przed eliminacjami do mistrzostw świata. Czy kadrowicze postawią się w sobotę wielkiej Portugalii? W następny wtorek rewanż za przegranym miesiąc temu w Osijeku mecz z Chorwacją. Szef kadry znów namieszał, stawiając na kilka nowych nazwisk. – Przed nami przeciwnicy są wysokich lotów. Oczekuję, że zobaczymy tej jesieni taki żelazny skład, który sobie selekcjoner Probierz ułoży – mówi nam Marek Koźmiński, były reprezentant Polski, uczestnik MŚ w 2002 r.

Wrześniowe zgrupowanie było pierwszym po Euro 2024. Imprezę w Niemczech kadrowicze zakończyli już na fazie grupowej, remis z Francją w Dortmundzie wlał nadzieję w serca kibiców. Inauguracja Ligi Narodów jednak do łatwych nie należała, Polacy rzutem na taśmę ograli Szkotów w Glasgow 3:2 i zasłużenie przegrali w Osijeku z Chorwacją 1:0. – Ze Szkotami wygraliśmy trochę na farcie, w sporcie z założenia jest tak, że fart jednak sprzyja lepszym. Z Chorwacją przegraliśmy za to zasłużenie, tutaj chyba nie ma pola do dyskusji. Dziwię się, że my tak dużo oczekujemy od tej reprezentacji. My nie mamy kart na stole, które pozwolą nam walczyć, jak równy z równym, z Chorwacją. Albo że wygramy łatwo ze Szkocją. Od dłuższego czasu mówię, że kadra przechodzi zmianę pokoleniową. Ona będzie głęboka i będzie bolała. Jesteśmy, w moim odczuciu, na początku tej drogi. Dopiero poznajemy przyszły kształt tej kadry. Poznajemy nowe nazwiska, piłkarzy, którzy będą popełniać błędy, bo jak coś jest nowego, to musi się ze sobą zgrać. To jest normalne – tłumaczy nam Marek Koźmiński, były reprezentant Polski, piłkarz m.in. Udinese Calcio.

Wspomniany mecz z Francją (1:1) na Signal Iduna Park był pierwszym elementem przygotowań do obecnie trwającej Ligi Narodów. Jak pokazały powołania – selekcjoner wciąż szuka nowych nazwisk. We wrześniu szansę dostał Mateusz Bogusz, teraz mogą dostać Michael Ameyaw, Bartosz Kapustka i Maxi Oyedele. W tej kadrze byłby również Mateusz Skrzypczak, którego ze zgrupowania wykluczył uraz w niedzielnym meczu Jagiellonii z Legią.

– Brakowało mi, żeby ta sytuacja [zmiana pokoleniowa] odbywała się bardziej ewolucyjnie. By trwała od mundialu w Katarze, a de facto toczy się to teraz, może trochę od zeszłej jesieni. Czasem jednak jesteśmy zaskakiwani nazwiskami, które w danym momencie są absolutnie nad wyraz, największym przykładem było okrzyknięcie Patryka Pedy zbawieniem kadry. Dwa razy zagrał w pierwszym składzie, a potem przepadł jak kamień w studni. Skoro wierzę w kogoś, to ten ktoś jest w tej orbicie. Wtedy jednak tamto powołanie było nad wyraz, biorąc pod uwagę sytuację, umiejętności i możliwości. Trochę to było pod publikę, nie kupuję tego – mówi Koźmiński.

Były obrońca kadry uważa, że proces budowy reprezentacji będzie jeszcze trwać, nie widzi jeszcze światełka w tunelu. – Bo jakie są argumenty za tym, by grać lepiej niż rok temu? Nie ma takich. Nasze oczekiwania są być może troszeczkę przesadzone. Dajmy się tym chłopakom zgrać, musimy rozumieć, że popełnią błędy. Teraz przeciwnicy są wysokich lotów. Oczekuję, że zobaczymy tej jesieni taki żelazny skład, który sobie selekcjoner Probierz ułoży. Brakowało mi tego. Linia obrony? Jak prześledzimy ostatnie 10 meczów, to zazwyczaj linia obrona była inna – dodał Koźmiński.

Futbologia - Szczęsny
Marek Koźmiński

i

Autor: Tomasz Radzik/Super Express
Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze