Miesiąc temu maszyna do wygrywania się zacięła. Po czterech kolejnych zwycięstwach Polaków w eliminacjach do Euro 2020 przyszła porażka ze Słowenią i remis z Austrią. O pomstę do nieba wołał styl reprezentacji. Na szczęście biało-czerwoni wciąż są liderem i głównym faworytem do awansu.
- Dwa wrześniowe spotkania nie były zadowalające. Nie zamierzam robić rewolucji w składzie – uciął trener Jerzy Brzęczek (48 l.), a Glik wypomniał mediom i kibicom nadmierną jego zdaniem krytykę po tych meczach.
- W ostatnich tygodniach na reprezentację wylało się sporo hejtu. Nie wszystko czytam, bo mieszkam za granicą i człowiek ma swoje problemy codzienne. Takie życie sportowca, jestem do tego przyzwyczajony. Osobiście przez 3/4 kariery jestem za coś krytykowany. Ale jestem mocny psychicznie i sobie z tym radzę. Mamy świadomość, że ta gra nie była najlepsza i krytyka być może się należy. Ale duża część tych opinii była przesadzona i krzywdząca. Krytykowanie to wasza praca, ale było tego za dużo – powiedział Glik.
Polacy są zdecydowanym faworytem, ale pamiętają też o marcowym meczu z Łotwą na Stadionie Narodowym, który był dla biało-czerwonych drogą przez mękę. Wymęczyli ostatecznie zwycięstwo 2:0, a pierwszego gola strzelili dopiero w 75. minucie.
- Dla reprezentacji Łotwy ten mecz jest ważny, bo niektórzy zawodnicy walczą o kontrakty w polskiej lidze. Jesteśmy zdecydowanym faworytem, ale historia uczy pokory i nie liczenia bramek przed spotkaniem. Grałem kilkanaście lat temu z San Marino i strzeliliśmy zwycięskiego gola ręką – przypomniał Brzęczek.