Kamil Grosicki bliski przejścia do Premier League był już latem, po Euro 2016. Udany turniej sprawił, że uwagę na "Grosika" zwróciło Burnley. Pomocnik był już nawet w Anglii, jednak utknął na lotnisku, po tym jak dowiedział się, że sprawa jego transferu utknęła w martwym punkcie. Stade Rennes zdecydowało się zablokować transakcję. O powodach takiej decyzji strony francuskiej dość zawile piłkarz opowiadał w niedzielnym magazynie Liga+ Extra na antenie Canal+. - Za podpisanie kontraktu na początku roku Rennes mi coś obiecało i później chcieli mi to zabrać. Nie mogłem się na to zgodzić. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze - mówił Grosicki.
W styczniu jeden z bohaterów ostatniego meczu eliminacji do mistrzostw świata Rumunia - Polska zamierza podjąć kolejną próbę wyrwania się z Ligue 1. Choć jak sam przyznał w Rennes kibice go kochają, a on czuje się dobrze, to chce, by jego kariera poszła jeszcze do przodu. - Mam kilka ofert i niewykluczone, że w styczniu zmienię klub. Na biurku mojego menedżera jest między innymi propozycja z Premier League. Na razie jestem jednak w Stade Rennes i chcę tutaj dawać z siebie sto procent - wyjaśnił. Kamil Grosicki odniósł się także do ostatnich rewelacji, jakoby sprowadzić go chciał zespół z Turcji Antalyaspor. - Nie ma szans na taki transfer. Byłby to dla mnie krok w tył i na ten moment nie myślę nawet o powrocie do SuperLig - jasno dał do zrozumienia 28-latek.