Jak nie z dużego palca, to piętką...
W poprzednich eliminacjach Karol Świderski strzelił gola Albanii w Tiranie, a ostatnio powtórzył to w Warszawie w zmaganiach o wywalczenie przepustki na mistrzostwa Europy. - Karol zrobił to w swoim stylu: nie wiadomo czym, nie wiadomo jak, ale wsadził paznokieć i trafił – powiedział nam Grzegorz Świderski, ojciec napastnika polskiej kadry. - Najpierw się machnął, a po chwili tak tą nogą wywinął, że pokonał bramkarza. Posłał mu piłkę pod brzuchem. W takich sytuacjach mówię żartobliwie, że on zawsze coś wykombinuje, żeby tak bramka padła. Jak nie z dużego palca, to piętką czy w inny sposób. Ale nieważne jak tego dokonał, bo i tak radość była ogromna. Było super! Nie zliczę, ile to gratulacji następnego dnia od znajomych na mieście dostawałem - przypomniał.
Krzyczeli tak, że gardło bolało
Pan Grzegorz wraz z żoną wybrali się na marcowe spotkanie kadry z Albanią w Warszawie. - Kibice podkreślali, że biega, a nie tylko stoi i czeka aż dostanie podanie - opowiadał. - Wszędzie go było pełno, on właśnie tak lubi grać. Widać w nim tę chęć do grania. Gdy gra z orzełkiem na piersi, to wszystkie sentymenty idą na bok. Przeżywaliśmy mocno to spotkanie. A jak Karol strzelił gola, to tak krzyczeliśmy z żoną, że aż gardło bolało. Żona dopingowała i denerwowała się, gdy kilka razy syn zwijał się z bólu po faulu rywala. Stresowała się, czy nie odniósł kontuzji. Uspokajałem mówiąc, że zaraz się podniesie, bo twardy z niego chłopak i będzie dalej biegał - wyznał Grzegorz Świderski na naszych łamach.