"Super Express": - Już pan wie, kto był źródłem przecieku do mediów o pijaństwie w kadrze?
Franciszek Smuda: - Przecieki były i będą. Nie zamierzam wnikać, kto jest ich autorem. Psy szczekają, karawana idzie dalej. Dla mnie najważniejsze jest, by krakowskie zdarzenia się już nie powtórzyły. Zapewniam, że o to zadbam.
- To będzie miał pan dużo pracy, bo podobno niemal cała kadra po meczu z Australią topiła smutki w alkoholu.
- Kłamstwo. Podobnie, jak oskarżenia w "Gazecie Wyborczej", że zamiast z zawodnikami w hotelu, spałem w domu. Do końca byłem z tymi, którzy noc po meczu z Australią spędzili w hotelu. Nie było ich wielu, bo większość kadrowiczów od razu ze stadionu rozjechała się do domów. W hotelu żadnej zbiorowej libacji nie było, jestem tego pewien.
- Wybaczy pan Sławomirowi Peszce? Ukorzył się i przeprosił O Iwańskiego nie pytam, bo on i w klubie ma przerąbane.
- Bardzo współczuję Maćkowi. Mam nadzieję, że odbije się od dna. Iwański i Peszko to młodzi ludzie, mają prawo do błędów. Nie mogą ich jednak powtarzać, bo nikt nie poda im ręki.
- A co z Peszką?
- Nawarzył sobie piwa i musi je wypić. Byle tylko tego piwa nie było za dużo! (śmiech). Lubię Sławka. Dobry trener jest jak ojciec. Kiedy trzeba spuści lanie i postawi syna do pionu. Innym razem przytuli i przebaczy.
- Po aferze alkoholowej stąpa pan po kruchym lodzie. Trwa gra, której stawką jest pański autorytet i szacunek u zawodników?
- Na pewno ten nieszczęsny incydent mnie nie osłabi. Mam silną osobowość, nie pęknę! To tylko kolejne niemiłe doświadczenie w budowie silnej reprezentacji.