Cztery punkty w dwóch meczach. Niemal pewny awans z grupy. Perspektywa bitwy ze Szwajcarami o ćwierćfinał francuskiej imprezy. Doprawdy, meczu z Ukrainą nie ma. W polskich mediach nikt się ekipą Michaiła Fomienki się nie przejmuje. Oni już odpadli, przegrali z Irlandią Północną, a my ich zdominowaliśmy, więc na pożegnanie fazy grupowej możemy sobie tylko postrzelać. Bo przecież swoją siłę już udowodniliśmy. Strzeliliśmy gola.
Zamiast się cieszyć, znowu wzięliśmy kalkulatory
Zaskakujące podejście. Jesteśmy świadkami pierwszego turnieju od ponad 30 lat, w którym coś znaczymy. W którymś ktoś się z nami liczy. A my się zastanawiamy, ile zmian dokonać w składzie przed starciem z Ukrainą. Byle tylko dać odetchnąć największym gwiazdom i nie zaryzykować ewentualnych kartek, które mogłyby kogoś wyeliminować. Kompletny absurd. Powrót do czasów, gdy narzędziem dziennikarza nie był dyktafon, tylko kalkulator.
Euro 2008 - ostrzeżenie dla Adama Nawałki
Euro 2008. Dziwaczny turniej. W fazie grupowej rządzili Holendrzy. Rozbili Francję i Włochy. W trzecim meczu wystawili rezerwy. Mieli komfort. Gwarancję awansu. Odpadli już w czwartym spotkaniu. Zostali zwyczajnie zabiegani przez Rosjan, którzy akurat o awans bić się musieli do samego końca. Wcześniej to samo spotkało Portugalczyków oraz Chorwatów. Również zwycięzców grup i również zespoły, których największe gwiazdy teoretycznie miały okazję złapać świeżość. Klątwę przełamali dopiero Hiszpanie, również urlopowani na zakończenie zmagań w grupach. Włochów wyeliminowali jednak szczęśliwie - dopiero w rzutach karnych.
Wszyscy jesteśmy selekcjonerami. Znowu
Teraz nasi dziennikarze to samo podpowiadają Adamowi Nawałce. Do głosu dochodzą też byli piłkarze. Bo przecież mają odpowiednie doświadczenia. Nie wiemy jakie, bo przecież oni w analogicznym momencie turnieju mieli już spakowane bagaże, ale mają. I ktoś tam wyszeptał nazwisko Roberta Lewandowskiego, ktoś dorzucił Kamila Grosickiego, a znalazł się też taki, który od pierwszego dnia imprezy podpowiada nazwisko Łukasza Piszczka. Bo kartki, bo narastające zmęczenie.
Nasza opinia? Gramy o zwycięstwo. Umieramy na boisku tak jak wcześniej. Nikogo nie zmieniamy. Będzie pechowa kartka? Trudno. Rola Grosickiego czy Piszczka, by się pilnować. Nie selekcjonera. Lewandowski zmęczony? Być może. Ale przede wszystkim nieskuteczny. Tak jak Arkadiusz Milik. I lepiej, żeby obaj mogli sobie postrzelać przeciwko Ukraińcom. Bo łatwiej w tym turnieju już nie będzie. Nasi wschodni sąsiedzi to już na pewno jedna z ośmiu najgorszych ekip we Francji. Idealny worek treningowy.
Piotr Zieliński jeszcze wróci do łask?
Wreszcie zmiany w defensywie to potencjalne samobójstwo. Bo skoro jest dobrze, to po cokolwiek zmieniać? Jeśli już, to Krzysztofa Mączyńskiego. Bo on akurat sprawdzianu z Niemcami nie zdał. Nie był tak praktyczny jak przeciwko Irlandczykom z północy. W fazie pucharowej problemów będzie miał tylko więcej. Dziwnym byłoby więc, gdyby szansy nie dostał Piotr Zieliński. Nasz jedyny rezerwowy, na którego trzeba chuchać i dmuchać. Bo on jeden może, wchodząc z ławki rezerwowych, zapewnić naszej reprezentacji realny skok jakościowy.
Chociaż to tylko nieśmiała sugestia. Pomysł. Idea. Żadna rada. Bo jednego już się w czerwcu nauczyliśmy. Parafrazując Gary'ego Linekera: polska reprezentacja to taka drużyna, która ma 38 milionów selekcjonerów, a na koniec i tak rację ma Adam Nawałka.