"Super Express": - Dobry występ na Euro 2016 dał wam pewność siebie?
Robert Lewandowski: - Tak, ale jeszcze bardziej to, co działo się po Euro. Wielu zawodników zmieniło kluby. Widzę to po sobie. Jak kiedyś przyjeżdżałem na kadrę z poprzednich klubów, czułem inną pewność siebie niż teraz, meldując się jako zawodnik Bayernu. Mecz z Kazachstanem przypadł na trudny okres, bo kilku ważnych zawodników było tuż po transferach. W takich chwilach myśli się o sprawach organizacyjnych, na przykład o wynajmie czy kupnie domu. Mnóstwo spotkań, telefonów, próba adaptacji do życia w nowym miejscu. Być może dlatego głowy nie były do końca oczyszczone, ale teraz już powinno być OK.
- Ku przestrodze trzeba pamiętać o tym meczu przez całe eliminacje?
- Ten mecz ma na pewno przypominać o tym, że trzeba postawić kropkę nad "i". Ostatnio z Baye- rnem mieliśmy taką sytuację w meczu z Kolonią w Bundeslidze. Strzeliliśmy bramkę, kontrolowaliśmy mecz, ale potem przysnęliśmy, rywale wyrównali i straciliśmy punkty. Różnica polega na tym, że to był tylko jeden mecz Bundesligi i mamy jeszcze trzydzieści. Chodzi jednak o to, że jak nie dokręcisz tej śruby do końca, to stracisz punkty. Trzeba o tym pamiętać. Oby Kazachstan był dla nas dobrą nauczką. Na początku dostaliśmy dzwona, ale mam nadzieję, że to już się nie powtórzy.
- Mimo straty punktów wciąż jesteście faworytem do awansu do MŚ z grupy. To utrudnienie?
- Nie mogę mówić o czymś, co dla mnie jest nie do końca zrozumiałe. Bo ja nie znam innej roli niż faworyta. Nie ma drużyny czy rywala, którego bym się bał. Ktoś może być w lepszej formie, ale pojęcie faworyta jest dla mnie trochę wyimaginowane.
- Jak oceniasz reprezentację Danii?
- Jest podobna poziomem do nas, pomimo że nie grała w mistrzostwach Europy. Mam jednak nadzieję, że to my pokażemy coś więcej.
- Jak wspominasz ostatni mecz z Danią, który trzy lata temu wygraliście 3:2? Fani wówczas na was gwizdali.
- Ten mecz kojarzy się z problemami sponsorskimi. Wszystko zostało zrzucone na nas, kibice o tym nie wiedzieli, więc błędnie sprawę ocenili. A jeżeli chodzi o grę, to ogólnie w tamtym czasie był kłopot. Więcej biegałem, walczyłem, traciłem siły. To było niepotrzebne. Taka walka z wiatrakami. Teraz wiem, że nawet jeśli ja nie dostanę podania, to ktoś inny będzie je miał. A wtedy nie było ani jednego, ani drugiego.
- Po raz pierwszy mamy sytuację, że w klubie strzelasz nie tylko ty, ale też pozostali napastnicy reprezentacji.
- Jak byłem młodym zawodnikiem, to nie miałem w Polsce piłkarza, na którym mogę się wzorować. Teraz cieszy mnie to, że dzieciaki widzą w nas postaci do naśladowania. Dostrzegają, że Polak może grać w najlepszych klubach na świecie i strzelać w nich bramki. Tego im zazdroszczę, ja tego nie miałem.
- Do naszej redakcji dotarł list kibica, który twierdzi, że wykrył u ciebie... rzadką bakterię, przez którą m.in. nie byłeś w stanie pomóc Polsce zajść dalej na Euro 2016. Czy otrzymujesz dużo równie oryginalnych przesyłek?
- (śmiech) Tego jest mnóstwo. Są historie, na które w życiu bym nie wpadł. Wszystkich nawet nie czytam, to klub się nimi zajmuje. Poza tym nie możemy otwierać tego sami, bo nigdy nie wiadomo, co jest w środku. Ale do dziś pamiętam jeden list. Ktoś bardzo potrzebował pieniędzy, bo był w kasynie, obstawił na czarne i przegrał. Ale jak mu pożyczę 30 tysięcy złotych, to obstawi na czerwone i na pewno się odegra (śmiech). Przychodzą też listy z prośbami o spłacenie kredytów. Teraz większości już nie czytam, ale osoby w klubie, które je otwierają, mogłyby pewnie dobrą książkę napisać (śmiech).