„Super Express”: - Niezwykły jest hart ducha waszych piłkarzy. W barażach dwukrotnie przegrywaliście – z Islandią w półfinale i z Bośnią w finale, a jednak potrafiliście odwracać losy rywalizacji….
Ołeksandr Szeweluchin: - My naprawdę mamy we krwi ducha walki. My, czyli - jak śpiewamy w naszym hymnie – „kozacki ród”. Walka jest w naszych genach. To nasz ukraiński mental. Tak jak dziś – zresztą podobnie było przez wieki… - walczymy z Rosjanami na froncie, tak też walczymy na sportowych, na piłkarskich arenach. Mamy teraz w futbolu nową generację zdolnych zawodników; jak kiedyś Serhij Rebrow, Ołeh Łużny, Ołeksandr Szowkowski… Grają – jak tamto pokolenie – w wielkich klubach europejskich. Ukraińcy, którzy dziś potrzebują sukcesów w każdej dziedzinie, by podtrzymać tego narodowego ducha, są z nich bardzo dumni.
- Waszą reprezentację na razie jednak możecie oglądać tylko na ekranach telewizorów. Tęsknicie za nią? Za jej meczami w Kijowie, Charkowie, Lwowie?
- Oczywiście. Doskonale pamiętam atmosferę Stadionu Olimpijskiego w Kijowie. Bywałem na nim jeszcze w czasach, kiedy na trybunach były drewniane ławki, dzięki czemu mieściło się tam 103, albo i 105 tysięcy osób (dziś jego pojemność to 70 tys. - dop. aut.). Atmosfera była niesamowita. Myślę, że to działa w obie strony: kibicom brakuje tych meczów, brakuje ich chłopaków grających dla Ukrainy. A drużynie, piłkarzom Serhija Rebrowa też brakuje tych niesamowitych fal energii, jaka płynęły z trybun. Oczywiście wojna sprawiła, że wielu Ukraińców wyjechało z ojczyzny. Że w wielu krajach na Zachodzie jest silna diaspora ukraińska, która uczestniczy w sportowych wydarzeniach z udziałem naszych reprezentantów. Na spotkaniach EURO też będzie wielu moich rodaków. Ale na pewno ci, co zostali w Ukrainie, chętnie zobaczyliby kadrę u siebie w domu.
Wstrząsające refleksje z kraju ogarniętego wojną. Te słowa wyciskają łzy... [ROZMOWA SE]
- Pan, o ile wiem, zna osobiście obecnego selekcjonera „Zbirnej”?
- Nawet niedawno udało mi się z nim osobiście porozmawiać przy okazji towarzyskiego meczu Lechii z reprezentacją Ukrainy (listopad 2023, Ukraińcy przygotowywali się do ostatniego meczu grupowego w el. EURO, z Włochami – dop. aut.). Oglądałem też trening rodaków, choć oficjalnie wszystko było „zakonspirowane” (śmiech). Serhij Rebrow – co widać po wynikach – robi świetną robotę, podobnie jak wcześniej Andrij Szewczenko. A nasza znajomość? Młodym chłopakiem byłem, trenującym w drugiej drużynie Dynama Kijów, gdy oni byli gwiazdami pierwszego zespołu. W pierwszych latach po prostu podawałem im piłki w trakcie spotkań ligowych. Potem czasami ja byłem zapraszany na treningi pierwszej drużyny, a czasami te wielkie gwiazdy „schodziły” na mecz do nas – ze względu na kartki czy okres rehabilitacji po kontuzji. A przeciwko Szewczence miałem okazję zagrać w lidze ukraińskiej. Nawet go kryłem w spotkaniu „mojej” ekipy z Sewastopola przeciwko Dynamu. Choć „kryłem” to chyba złe słowo, skoro kijowanie wygrali 3:0, a Andrij strzelił jedną z bramek.
- Szewczenko od paru miesięcy stoi na czele ukraińskiej federacji piłkarskiej. Zmienił Andrija Pawełkę, aresztowanego za korupcję. Czy tamta afera – pana zdaniem – w jakiś sposób wpłynęła na reprezentację?
- Na szczęście nie. Jak ta „maszyna sportowa”, jaką jest nasza kadra, się rozpędziła dzięki nowemu utalentowanemu pokoleniu, to już jest nie do zatrzymania! A duet przyjaciół Szewczenko – Rebrow to świetny pomysł. Ten tandem może zrobić bardzo wiele dobrego dla naszego futbolu. A afera? Cóż, ja mam ogromne uczulenie na słowo „korupcja”, które – niestety – w Ukrainie wciąż jest odmieniane na wszelkie sposoby. Nie chcę wspominać nazwiska poprzedniego prezydenta. Myślę sobie natomiast, że – jak w wielu dziedzinach życia w Ukrainie – on był po prostu reprezentantem interesów jakiegoś miliardera, oligarchy. To jest ogromny problem mojego kraju: często nie można się dowiedzieć, kto naprawdę stoi za konkretnymi działaniami i decyzjami, widzimy tylko trzecie-czwarte ręce, a nie prawdziwego decydenta. Wybór Szewczenki na prezydenta federacji był jednak jak najbardziej demokratyczny.
- Dokąd zaprowadzi ukraińską piłkę słynny na cały świat duet prezydent Szewczenko – selekcjoner Rebrow?
- Najważmiejsze w tym momencie jest to, że jedziemy na finały EURO. I że je sobie sami wywalczyliśmy. Nikt ich nam nie dał „na piękne oczy” albo dlatego, że u nas jest wojna i nas „pożałowano”. A oczekiwania? Andrij Szewczenko w jednym z wywiadów powiedział, że sukcesem na EURO będzie wyjście naszej reprezentacji z grupy. A ja bym dodał: sukcesem-minimum. Bo nie oszukujmy się: powinniśmy – przy zachowaniu szacunku dla rywali – dać sobie radę i ze Słowakami, i z Rumunami, a z Belgami – powalczyć o pierwsze miejsce.
Jan Bednarek tych uczuć nie zamierzał dłużej kryć: „Bolało”. Rzucił kilka ważnych słów w kierunku Michała Probierza
- I co dalej?
- Jeżeli w grupie złapie odpowiedni rytm, jeżeli – jak powiedziałem – „maszyna się rozkręci”, a jeszcze będzie nam dopisywać szczęście, to… kto wie? Życzyłbym sobie – bo przecież Polska to moja druga ojczyzna, moje dzieci tu wyrosły i się wychowują – żebyśmy się spotkali na tym EURO: może w ćwierćfinale, a może nawet w półfinale? Ja wiem, że wy – w przeciwieństwie do nas – macie „grupę śmierci”. Ale w piłce nigdy niczego z góry wykluczyć nie można.
- Czesi w 1996 roku mieli wyjątkowe pokolenie, które sięgnęło po medal mistrzostw Europy. Czuje pan, że wy je macie teraz?
- Zobaczmy: Andrij Łunin – pomijając finał Ligi Mistrzów – bronił przez wiele miesięcy bramki Realu. Ołeksandr Zinczenko gra w Arsenalu. Artem Dowbyk został królem strzelców LaLiga. Mychajło Mudryk rozwija się w Chelsea. Ilja Zabarnyj też występuje w Premier League. A do tego wraca do zdrowia i formy doświadczony Andrij Jarmołenko. Poziom – jak zawsze – trzyma młodzież z Dynama Kijów i Szachtara Donieck. Oby więc Serhij Rebrow dobrze to poukładał, a wtedy o wynik będę spokojny.
- Wymienił pan kilka znaczących nazwisk. Kogo można by dziś nazwać zawodnikiem „bezcennym”, bez którego trudno sobie reprezentację Ukrainy wyobrazić?
- Moim zdaniem numerem jeden jest Dowbyk. Ja przez wiele lat odbierałem hiszpańską ekstraklasę jako ligę, w której strzelanie bramek przychodzi bardzo łatwo. Bo to taki futbol, nastawiony na ofensywę, na widowisko; bez bronienia, bez „catenaccio”. Dziś wiem, że to było błędne spojrzenie. Tym bardziej więc jego wynik, korona króla strzelców, zasługuje na uwagę. Co nie znaczy, że nie doceniam innych. Wspomniany Mudryk to przecież jeden z najszybszych zawodników na świecie. Zinczenko dziś jest w Arsenalu, ale przez lata pracował z Pepem Guardiolą w Manchesterze, a to rzecz zupełnie bezcenna. No i jest jeszcze Roman Jaremczuk z Valencii. Silny, przypominający mi bardzo Roberta Lewandowskiego z jego najlepszych czasów. Potrafi się – jak „Lewy” – utrzymywać przy piłce, znakomicie presować obrońców rywala, świetnie gra głową.
Włodzimierz Lubański o reprezentacji Polski na EURO. Legenda o przełamaniu i przydatności duetu [ROZMOWA SE]
- A propos „Lewego”; z tego, co pan mówi, jakikolwiek inny piątkowy wynik, niż wygrana Ukrainy, będzie dla pana niespodzianką?
- Według mnie Ukraina ma dziś lepszy zespół niż Polska, pokazuje naprawdę dobrą piłkę. Zarówno jeśli chodzi o sposób gry, jak i o zgranie drużyny. Polska przeżywała straszne męki w eliminacjach. Trener Michał Probierz stara się tak naprawdę wiele rzeczy ułożyć od nowa, ale wiadomo, że to nie jest szybki proces. Przeszliście baraże, ale one też nie wyglądały efektownie. Do tego – mam wrażenie – akurat u Roberta Lewandowskiego swoje robią lata, wiek. Już nie będzie młodszy, już nie będzie szybszy, nie będzie sprytniejszy, nie będzie tak skuteczny w dryblingach. A to ma wielki wpływ na obraz gry polskiej reprezentacji. Natomiast nie będę spekulować co do wyniku. Bo w Warszawie raczej nie zagramy w optymalnym składzie. Rebrow to megaspec w swym fachu, więc na pewno nie odkryje wszystkich kart.