Kacper Urbański

i

Autor: cyfrasport Kacper Urbański w meczu z wicemistrzami świata podczas EURO 2024

Kacper Urbański specjalnie dla SE

To największa piłkarska nadzieja Biało-Czerwonych na najbliższe lata. Sposób myślenia tego chłopaka musi się podobać!

2024-07-24 6:29

Kacper Urbański był jednym z objawień czerwcowych meczów polskiej kadry, poprzedzających EURO 2024. Na niemieckich boiskach też zbierał wysokie noty od ekspertów. Wielu z nich już dziś widzi w nim jeżeli nie lidera, to na pewno ważną postać Biało-Czerwonych w kolejnych sezonach. On sam zaś w rozmowie z „Super Expressem” jasno wykłada swą boiskową filozofię.

„Super Express”: - Za panem najważniejszy – myślę o czerwcu – miesiąc w piłkarskim życiu?

Kacper Urbański: - Myślę, że tak. Nawet nie tyle miesiąc, a raczej pół roku, bo przecież na EURO pojechałem dzięki supersezonowi z Bologną. On był super dla całej drużyny, ale i dla mnie – pierwszy tak regularny w seniorskiej piłce na najwyższym poziomie. Trener Thiago Motta mi zaufał, dzięki czemu doczekałem się też zaufania ze strony selekcjonera Michała Probierza, z czego się bardzo cieszę.

- Zawsze miał pan dużą pewność siebie, wiarę we własne umiejętności. Kiedy zaczął pan grać regularnie, czekał pan ze spokojem na ogłoszenie powołań na EURO?

- Potwierdzam, że rzeczywiście zawsze mocno wierzę w swe umiejętności, ale rozróżniam pewność siebie od arogancji – a linia między tymi pojęciami jest bardzo cienka… Staram się cieszyć każdym dniem i udowadniać na boisku – w meczu i treningu – swoją wartość. Miałem z tyłu głowy myśl o EURO, ale skupiałem się na teraźniejszości. Wiedziałem, że tydzień w tydzień muszę trenerowi Probierzowi dawać argumenty boiskowe, grą w klubie.

- Powiedział pan o zaufaniu ze strony Thiago Motty. Czym pan go przekonał? Rozmową w cztery oczy?

- Szczerze mówiąc, trudno mi to stwierdzić. Na pewno poprawiłem się fizycznie, zresztą wciąż jeszcze – mając 19 lat - mogę się na przykład pod względem muskulatury rozwijać. A rozmowy w cztery oczy nie było. Była codzienna praca. Trener dawał mi dużo wskazówek; ja czułem, że się rozwijam pod jego skrzydłami z dnia na dzień. A później obroniłem się na boisku, w meczach.

- Przychodził czasami niepokój związany z brakiem „liczb”: asyst, goli?

- Wielu ludzi o tym wspominało, a i we mnie momentami zdenerwowanie rosło. Mam swoje ambicje, więc nie jest łatwo grać któryś kolejny mecz z rzędu bez „liczb”. Ale najważniejsze było to, że dobrze realizowałem założenia taktyczne, a trener był ze mnie zadowolony. I to dodawało mi spokoju, cierpliwości. Czułem, że bramki i asysty nadejdą.

Kacper Urbański to największa piłkarska nadzieja Biało-Czerwonych na najbliższe lata

- Przyjeżdżając na zgrupowanie reprezentacji przed EURO czuł pan tremę?

- Po pierwsze - jestem osobą komunikatywną, otwartą, radosną i łatwo nawiązuję znajomości. Na dodatek dzięki Łukaszowi Skorupskiemu łatwiej było się odnaleźć w grupie; tym bardziej, że z większością chłopaków znałem się już wcześniej. Piotrek Zieliński jest przyjacielem Łukasza, przyjeżdżał do nas przy okazji meczów Napoli. Po spotkaniach z Empoli spotykaliśmy się z „Beresiem”, znałem Pawkę Dawidowicza. Więc tremy nie było.

Kacper Urbański podbija Włochy, odważnie puka do kadry. Massimo Ambrosini o polskim odkryciu Bologny [ROZMOWA SE]

- A chrzest?

- Standardowy: trzeba było coś zaśpiewać.

- Co pan wybrał?

- Chciałem urozmaicić dotychczasowy polski repertuar, więc zaśpiewałem po włosku. Opanowałem już w 80% ten język – o 100% będzie ciężko, bo nawet rodowici Włosi mają z tym problemy (śmiech), porozumiewam się w nim na co dzień z kolegami z szatni Bologny. Wybrałem sobie „Sarà perché ti amo”.

- No to ładne brawka musiał pan dostać!

- Chyba tak, choć pewien nie jestem, bo chciałem... jak najszybciej usiąść. To nie jest komfortowa sytuacja, gdy się wychodzi i się śpiewa. Wolałbym pośmiać z innych, zamiast tego, żeby się śmiali za mnie.

- No dobra, weszliśmy na rozmowę o emocjach. No to mamy mecz z Ukrainą, 80. sekunda, kontuzja Arkadiusza Milika, i hasło trenera: „Wchodzisz!”. I co się wtedy dzieje w pańskiej głowie?

- Dreszczyk emocji był przed meczem. Wiadomo, drużyna narodowa, orzełek na piersi, dziecięce marzenia, które zaczynają się spełniać… Ale przecież przyjechałem na zgrupowanie kadry ze świadomością i nadzieją, że mogę dostać swoje minuty. Gram na co dzień w lidze należącej do TOP 5 na świecie; przy 60 tysiącach widzów na San Siro, na Stadio Olimpico w Rzymie, na obiekcie w Neapolu. Więc i ta sytuacja nie była dla mnie stresująca. Wręcz przeciwnie – był pozytywny zastrzyk adrenaliny.

- Ale to był tylko mecz towarzyski, potem przyszło EURO. Noc poprzedzająca pierwszy mecz była spokojna? Wiedział pan już, że zagra w jedenastce?

- Nie, bo skład trener podał w dniu meczu. A noc? Spałem spokojnie. Ja uwielbiam grać w piłkę; robiłem to od dziecka, z bratem, ze znajomymi, na podwórku. I zawsze starałem się cieszyć piłką, dzięki czemu nie czuję żadnego stresu, wychodząc na murawę.

- Nawet kiedy jest świadomość, że 36 mln Polaków pokłada w panu swe nadzieje?

- Podświadomie się to wie. Zresztą kiedy słyszę Mazurka Dąbrowskiego, zawsze mam ciary; czy to kadra U-16, czy pierwsza reprezentacja. Ale skoro mogę robić to, co kocham, to czemu miałbym się tym denerwować?

- Denerwować to się pan mógł w końcówce meczu z Holendrami, gdy uciekł nam punkt, a pan już nic mógł zrobić, siedząc na ławce...

- U mnie zawsze jest złość sportowa, kiedy przegrywam, albo choćby remisuję. Ja zawsze chcę wygrywać! Wiem, że to Holandia, czyli reprezentacja na najwyższym poziomie, bardzo wymagający przeciwnik. Ale naprawdę mogliśmy jej wyrwać ten punkt, więc ta złość była w każdym z nas.

Jerzy Dudek o postawie reprezentacji Polski na EURO. Legendarny bramkarz na to zwrócił uwagę [ROZMOWA SE]

- Ostudziły ją u pana pozytywne opinie medialne i oceny ekspertów dotyczące pana gry?

- Fajnie jest, gdy w mediach społecznościowych ktoś cię chwali – to budujące. Zresztą negatywne głosy też mają swoją wartość, są motywujące. Ale – mówiąc szczerze - staram się na to nie zwracać uwagi. Naprawdę! Najważniejsze dla mnie jest to, co mówią moi bliscy. Oni zawsze ocenią mnie obiektywnie.

- No co tym razem powiedziała panu rodzina?

- Byli dumni, bo nieczęsto się zdarza, żeby 19-latek wygrał w pierwszym składzie na EURO czy innym wielkim turnieju, od razu w meczu otwierającym występy danej reprezentacji.

- Była duma w rodzinie. Ale pięć dni później chyba była i złość, kiedy nie znalazł się pan w pierwszej jedenastce na mecz z Austrią? Czuł pan gorycz?

- Ja bym tego nie nazwał goryczą. To znów była po prostu sportowa złość. Ale taka była decyzja trenera i w żadnym wypadku nie wypada mi jej oceniać.

Sposób myślenia Kacpra Urbańskiego musi się podobać!

- Wisienką na torcie w pańskim przypadku było 90 minut z Francją. Szkoda, że w „meczu o honor”…

- Tak... Wiedzieliśmy już, że nie wyjdziemy z grupy. Natomiast nie zmieniło to w ogóle naszego podejścia. Chcieliśmy kontynuować naszą pracę, zdominować przeciwnika, grać piłką. Nie patrzyliśmy, czy jest to Francja. I nie będziemy patrzeć w przyszłości, czy to będzie Gruzja, czy Ukraina, czy jakikolwiek inny przeciwnik. Będziemy się starać wygrać, a nie tylko uprzykrzać rywalom życie. To my mamy dominować, a niech przeciwnicy się boją o wynik, o swoje punkty. Wracając do spotkania z Francją; momentami naprawdę wyglądało to dobrze, podobnie jak końcowy wynik. To 1:1 utwierdziło nas w przekonaniu, że możemy grać piłką i dzięki temu wygrywać mecze.

- A tymczasem Wojciech Szczęsny właśnie wypowiedział takie słowa o ostatnich latach naszej reprezentacji: „Wychodziliśmy na mecze Ligi Narodów, na mundial i wiedzieliśmy, że albo zablokujemy całą bramkę i będziemy wszyscy w swoim polu karnym, albo nas zniszczą”. Trochę nie pasują do pańskiej wizji.

- Ale zaraz potem pociągnął temat i dodał, że dziś widzi potencjał na to, byśmy grali w piłkę! I to jest też moje myślenie. Kibice przychodzą na mecze po to, żeby oglądać ofensywne granie, ładne dla oka. Ono czasami nie przekłada się na wyniki, aczkolwiek prawdopodobieństwo wygranej jest większe wtedy, kiedy nie czeka się wyłącznie na skazanie. Myślę, że każdy zawodnik w naszej obecnej reprezentacji jest do tego przekonany. Nie byłem na wcześniejszych zgrupowaniach, ale myślę, że większość z kadrowiczów odżyła dzięki takiemu myśleniu. Bo każdy woli biegać z piłką przy nodze niż stać przed swoim polem karnym i czekać na „wyrok”.

Tak kibicują Biało-Czerwoni w strefie kibica w Dortmundzie podczas meczu Polska- Francja.

QUIZ. Największe skandale Euro. Ile o nich wiesz?

Pytanie 1 z 9
Polska na Euro 2008 zremisowała mecz z Austrią po kontrowersyjnym rzucie karnym. Kto wtedy był sędzią?
Listen on Spreaker.
Najnowsze