- Uważam, że idzie to do przodu. Analizujmy naszą grę i starajmy się skorygować to, co robimy źle – ocenia ostatnie mecze Polaków w Lidze Narodów Henryk Kasperczak, znakomity przed laty piłkarz, a później trener.
"Super Express": - Oglądaliśmy dwa różne mecze w wykonaniu naszej reprezentacji przeciwko Portugalii i Chorwacji, więc spytam: Czy jest postęp w jej grze?
Henryk Kasperczak: - Widać pomysł w grze z którym piłkarze dobrze się czują, a o wszystkim decyduje skuteczność, mam na myśli zarówno w ofensywie i defensywie. Niedobrze, że były takie błędy w obronie i w ten sposób tracone gole, ale była pozytywna reakcja i potrafiliśmy odpowiedzieć strzelając bramki. Należy pochwalić piłkarzy za walkę do końca.
- Przy dwóch golach zawinił Paweł Dawidowicz. Tyle, że w każdym kolejnym meczu selekcjoner zmienia mu pozycję w trójce obrońców, a nawet w trakcie meczu jest przestawiany, jak przeciwko Szkocji. Czy to nie odbija się na jego grze?
- Myślę, że piłkarz który trafia do kadry musi być gotowy grać minimum na dwóch pozycjach. Selekcjonuje się piłkarzy, żeby mieć takich w przypadku problemów jakie mogą zaistnieć w meczu. Wahadłowych ze względu na nogę wiodącą raczej rzadko się zmienia, ale dla tych trójki środkowych nie powinno być problemem, żeby grać na trzech pozycjach.
- Często pojawiają się głosy, że powinniśmy wrócić do gry czwórką w obronie, jaka jest pana opinia?
- Słyszałem wypowiedź selekcjonera, że ustawia zawodników tak jak grają w klubach. Czyli preferuje ustawienie z trzema środkowymi oraz wahadłowymi, więc tym zamknął sprawę. Do tego systemu dobiera zawodników, a że zdarza się, jak z Chorwacją, że zabrakło Walukiewicza to wystawił Dawidowicza.
- Po wczorajszym meczu wielu, również ekspertów, skreśliło Dawidowicza z reprezentacji. Co pan na to?
- My jesteśmy za szybcy w myśleniu i wydawaniu osądów. Piłka jest grą błędów i Dawidowicz go popełnił, ale nie znaczy, że robi to w każdym meczu. Błąd z Chorwacją kosztował stratę gola, ale to się zdarza. Najgorzej ma bramkarz, bo jest skreślany po jednym błędzie, a ilu jest napastników, którzy mają doskonałą okazję do strzelenia bramki, a o nich się nie mówi? Najważniejsze, żeby błędów popełniać jak najmniej i nie tracić tak frajerskich bramek jak z Chorwacją.
- Ton w reprezentacji zaczynają nadawać – oprócz doświadczonego Zielińskiego – Nicola Zalewski i Kacper Urbański. Wszyscy trzej od młodych lat szkoleni we Włoszech. To przypadek?
- Taką przyjęliśmy strategię, że wykorzystujemy zawodników, którzy grają za granicą w lepszym otoczeniu. Na pewno mają szkolenie na wyższym poziomie niż u nas. Trudno powiedzieć, czy w Polsce zapewniamy dla tych z dużym talentem odpowiednie szkolenie. Teraz może się trochę poprawiło, co widzimy po wynikach reprezentacji juniorskich i młodzieżowych - jak choćby awans kadry U-21 do finałów ME. Ale nawiązując do pana pytania, to trzeba ocenić, czy to jest przypadek z tym szkoleniem młodych, jeśli nasza młodzieżowa kadra raz się zakwalifikuje do finałów ME, a 10 razy nie awansuje. Przede wszystkim trzeba ciągłości w szkoleniu tak jak we Francji, bo akurat widzę to z bliska. Później selekcjoner pierwszej reprezentacji ma taki wybór zawodników, że może stworzyć dwie albo trzy reprezentacje. Liczy się ilość i jakość szkolonych piłkarzy.
- Jest sporo zadowolenia po meczu z Chorwacją, ale do zachowania miejsca w dywizji A Ligi Narodów jeszcze bardzo daleko.
- Dokładną analizę będzie można zrobić po ostatnim meczu. Są pozytywne strony po wczorajszym spotkaniu, ale i negatywne, które trzeba eliminować, żeby grać jak drużyny z wyższej półki, czyli Chorwacja i Portugalia z naszej grupy. My podobnie jak Szkocja potrafimy od czasu do czasu zaskoczyć mocniejszych rywali. Niemniej widać, że w porównaniu do selekcjonerów przed Michałem Probierzem powiało wiatrem optymizmu i idziemy w dobrym kierunku.
Takie słowa o Robercie Lewandowskim nam się nigdy nie znudzą. Marcin Żewłakow po Polska-Chorwacja