"Wasyl" bił się do krwi ostatniej!

2009-05-26 9:30

Piłkarze Standardu rozbili mi głowę, polała się krew, lekarze dwa razy mnie zszywali, a kibice rywala pluli na nas przy każdej okazji. Ale... ja bardzo lubię takie mecze. Adrenalina była taka, że nawet bólu nie czułem. I wszystko bym przebolał, tylko nie ten wynik 0:1, który zabrał nam mistrzostwo - mówi nam Marcin Wasilewski (29 l.). Polak zaliczył świetny sezon, ale bez happy endu.

To był najbardziej emocjonujący sezon w historii ligi belgijskiej. O mistrzostwie decydował dwumecz między Standardem a Anderlechtem. Ostatecznie górą jest zespół z Liege (1:1 i 1:0).

- Cały sezon poszedł na marne. Bardzo długo byliśmy liderami, mieliśmy lepszy bilans bramkowy i bezpośrednich meczów ze Standardem, ale przepisy są bezlitosne. Skoro skończyliśmy ligę z równą liczbą punktów, to trzeba było grać baraże, a w nich, przyznaję, Standard był lepszy - mówi nam Wasilewski, który nie ma pretensji do rywali o ostrą grę.

- Po meczu założono mi cztery szwy na głowę i pięć na nogę. Nic sobie jednak z tego nie robię, taka jest piłka, a ja uwielbiam ostrą grę. Kibice Standardu też nam nie odpuszczali. Siedzieli blisko boiska, często pluli na nas, łapali mnie za koszulkę, gdy wyrzucałem piłkę z autu. Ale, powtarzam, taka otoczka bardzo mi odpowiada. Tylko ten wynik paskudny - krzywi się "Wasyl", który w całym sezonie strzelił aż osiem goli. - Ale nikt nie będzie o nich pamiętał, bo nic nam te bramki ostatecznie nie dały - mówi reprezentant Polski, który tylko się uśmiecha, kiedy słyszy, że z taką skutecznością i walecznością jest idealnym kandydatem do gry w lidze angielskiej.

- Pewnie, że chciałbym kiedyś zagrać w Anglii. Jeśli będzie oferta, to z przyjemnością ją rozpatrzę - przyznaje "Wasyl".

Najnowsze