"Super Express": - Co to był za zabieg?
Karol Bielecki: - Usunięcia pozostałości gałki ocznej i czyszczenia oczodołu. Wytworzył się stan zapalny, który mógł zainfekować zdrowe oko i trzeba było wszystko porządnie wyczyścić.
- Jak się pan czuje?
- Nie narzekam. Po operacji miałem trzy tygodnie przerwy. Trenowałem sam - siłownia, bieganie. 18 lipca razem z kolegami normalnie rozpocząłem przygotowania do nowego sezonu. Dostajemy tak ostro w kość, że na nic nie mam czasu. Gdy tylko będę miał chwilę wolnego, pojadę do Karlsruhe, gdzie u specjalisty odbiorę specjalnie dla mnie wykonaną protezę. Szklane oko niczym nie różni się od prawdziwego. Dostanę dwa egzemplarze protezy. Jeden do codziennego użytku, a drugi do zakładania w czasie gry. Od razu zaznaczę: nowe oko nie będzie miało wpływu na moją postawę na boisku. Ma walor wyłącznie estetyczny.
- W Kielcach startował pan do wielkiej kariery, ale i stracił oko. Jakie skojarzenia budzi w panu przyjazd do tego miasta.
- Wybudowałem tu dom, mam przyjaciół. W Kielcach wszystko się zaczęło. Kiedy tylko przyjadę, jestem entuzjastycznie witany przez kibiców. Przeżyłem w tym mieście koszmarne chwile, ale przyjemne wspomnienia zdecydowanie dominują.
- Pański Rhein-Neckar Loewen walczy o Ligę Mistrzów z Vive, francuską Dunkierką i hiszpańskim Valladolid. Kto będzie górą?
- Moim zdaniem wszystko rozstrzygnie się pomiędzy nami i Vive, choć w obu zespołach doszło w lecie do sporych zmian.
- Polska kolonia w Mannheim zmalała. Grzegorz Tkaczyk i Sławomir Szmal zamienili Rhein-Neckar Loewen na Vive
- Brakuje mi chłopaków. Przez te kilka lat wspólnej gry w klubie i reprezentacji mocno się zżyliśmy. Pustkę po nich rekompensuje mi Krzysiek Lijewski, który przyszedł do "Lwów" z HSV Hamburg. Gra w Niemczech już od kilku lat, szybko wkomponował się w drużynę. Po transferze "Lijek" trochę u mnie mieszkał. Teraz jest już na swoim, ale nadal trzymamy się razem.