To była różnica klas. Dojrzałość, kreatywność, dynamika. Przygotowanie fizyczne, taktyczne i mentalne. Manchester City w niedzielnym finale nie dał Arsenalowi najmniejszych szans. Ekipa Pepa Guardioli zmiażdżyła zespół Arsene Wengera i dokonała tego w stylu wręcz niewyobrażalnym. Jakby bój toczył się między pierwszym i szóstym zespołem tabeli Premier League, a pomiędzy zespołem zawodowców i totalnych amatorów.
Kanonierzy zaczęli zaskakująco dobrze. Pierre-Emerick Aubameyang już w pierwszych minutach mógł pokonać Claudio Bravo. Strzelał z trzech, może czterech metrów. Był sam. Miał całą bramkę przed sobą. Trafił jednak wprost w bramkarza. Gdyby trafił, mecz mógł się potoczyć inaczej. Wyszło inaczej. Już po kilku minutach absurdalnie w walce z Sergio Aguero zachował się Shkodran Mustafi, zamiast zatrzymać przeciwnika, biec za nim, interweniować, próbował sygnalizować faul i Argentyńczyk pokonał Davida Ospinę.
Arsenal do utraty bramki przynajmniej próbował walczyć. Później układanka Wengera rozsypała się. Aubameyang schował się za plecami obrońców z Manchesteru, pomocnicy oddali inicjatywę rywalom, a obrońcy kompromitowali się przy każdej kolejnej akcji lidera Premier League. To się nie mogło skończyć inaczej. Po strzałach Vincenta Kompany'ego oraz Davida Silvy, Manchester City wygrał finał Pucharu Ligi Angielskiej 3:0.
Arsenal FC - Manchester City 0:3 (0:1)
Bramki: Aguero 19, Kompany 58, Silva 65
Arsenal: Ospina - Chambers (66' Welbeck), Mustafi, Koscielny - Bellerin, Xhaka, Ramsey (73' Iwobi), Monreal (26' Kolasinac) - Wilshere, Oezil - Aubameyang
Man City: Bravo - Walker, Kompany, Otamendi, Danilo - Fernandinho (52' B.Silva), D.Silva, Gundogan - De Bruyne, Sane (77' Jesus) - Aguero (88' Foden)