"Super Express": - Widziałeś już film?
Mateusz Borek: - Maciej Kawulski chciał zorganizować jakieś wspólne przedpremierowe oglądanie, ale a to ja byłem za granicą, a to on i nie udało nam się zgrać. Teraz muszę zająć się sprawami zawodowymi, ale na spokojnie zaplanowałem oglądanie dziś wieczorem.
- W jaką rolę się wcieliłeś?
- Razem z Andrzejem Janiszem gramy komentatorów piłkarskich. Pojawiamy się w dwóch scenach. Nie mogę powiedzieć, że gram samego siebie, bo ja nie miałem szans na komentowanie spotkań w latach 80-tych, ale pamiętam te mecze z telewizji. Najpierw komentujemy z Andrzejem mecz, po którym Lechia Gdańsk spadła do 3. ligi, a potem ten pamiętny bój Lechii z Juventusem, na którym był Lech Wałęsa, a bramkę zdobył Zbigniew Boniek.
Gwiazdy sportu błyszczą w "Jak pokochałam gangstera". Borek, Wrzosek i inni - zobacz ich kreacje
- Był stres, czy dla ciebie, komentatora piłki na co dzień, to była bułka z masłem?
- Nie było stresu, bardziej potraktowaliśmy to z Andrzejem jako zabawę. Spodobała nam się charakteryzacja z tamtej epoki, peruka itd. Do tego byliśmy pod wrażeniem detali. Kierownik plan i reżyser zadbali dosłownie o wszystko. Był ten czarny mały monitor, do tego obowiązkowo popielniczka. Ja nigdy nie paliłem, nie umiem tego robić, ale Andrzej był zachwycony, bo nie musiał wychodzić na papierosa. Wręcz przeciwnie - kazali mu ciągle palić, by odbywało się to w kłębach dymu. Do tego np. szklanka do herbaty z tym charakterystycznym metalowym uchwytem. Nawet nie wiem jak to się fachowo nazywa, ale przypomniały się czasy dzieciństwa. Nie dość, że herbata była gorąca, to ten uchwyt błyskawicznie się nagrzewał i też parzył w ręce.
- Długo trwały zdjęcia waszych scen?
- Nie, szybko to ogarnęliśmy. Poznaliśmy wielu fajnych ludzi, to był bardzo miły dzień zdjęciowy. Spotkałem Jarka Bieniuka, który gra tam piłkarza Lechii, a z wizytą towarzyską wpadł także Dariusz Michalczewski. Było wesoło.
Borek o galach Gromdy: U nas nikt nie przystąpi do turnieju bez kompletu badań! [TYLKO U NAS]
- Były duble?
- Zawsze są. Nawet jak my zagraliśmy tak, że reżyser był z nas zadowolony, to ktoś za późno przeszedł za naszymi plecami, albo ktoś za wcześniej podskoczył z krzesełka na trybunach. Ogólnie bardzo fajne przeżycie.
- To był dla ciebie także powrót na stary stadion Lechii, z którym masz zapewne wiele wspomnień.
- Najzabawniejsze wspomnienie mam z trenerem Bobo Kaczmarkiem. Był lipiec, strasznie gorąco. Zaprosiłem trenera do wspólnego komentowania, ale z tej budki, w której relacjonowało się mecze, nie było najlepszej widoczności. Wymyśliłem sobie, że skomentujemy mecz z daszku. Problem w tym, że ten daszek pokryty był papą, która przy tej temperaturze rozpuszczała się. Do tego na ten daszek można było wejść po takiej drabince, a okazało się, że trener ma lęk wysokości. Bobo mimo upału przyjechał na mecz w jasnym garniturze, a z racji swoich lęków wszedł na ten daszek praktycznie na czworaka. Mecz się jeszcze nie rozpoczął, a wyglądał jak dalmatyńczyk, cały jasny garnitur w czarne ciapki (śmiech). Było wesoło, ale Bobo to wielka postać.
Mateusz Borek brutalnie o Paulo Sousie. Powiedział to, co myślą kibice, nie zostawił suchej nitki