Za rok musi być lepiej, jeśli chcemy, by wideo w futbolu przyniosło postęp. Na końcu i tak decyduje człowiek, a nie komputer, jak na paskudnym warszawskim Służewcu, zwanym Mordorem, gdzie tysiące ludzi przypominających mrówki ubrane w garniturki odwala kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. To oni zapełniają loże VIP na stadionach, normalni ludzie siadają w tłumie prawdziwych kibiców. Też tak wolę.
Czekają mnie kolejne dwa lata pracy w Czechach. Zawsze to frajda być dobrze ocenianym, ale piłka piłką, a największym sportem jest tu hokej. Polecam wybrać się kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy - czeski hokej to inna dyscyplina sportu niż nasz. No i tenis grany w każdej wiosce, dlatego na Wimbledonie Pepiki idą ławą, a my - parą Radwańska-Janowicz. A dlaczego młodzi czescy piłkarze są lepsi technicznie od naszych? Bo nikt im nie każe wygrywać, mogą się cieszyć grą. U nas jakieś województwo wygra z sąsiednim, a już baron wypina pierś po order od Bońka.
Wychowanków takiego systemu bierze pod skrzydła lubiany trener Czesław Michniewicz, cięższa wersja innego "polskiego Mourinho" - Michała Probierza. Spore to wyzwanie, można się poślizgnąć, bo skorych do ciężkiej pracy piłkarzy jakby mniej niż w czasach, gdy podwórka selekcjonowały najlepszych. Nie ma już podwórek, są akademie, do których wozi się małolatów lexusami.
Na miejscu Michniewicza poszukałbym takich dojeżdżających na rowerze lub tramwajem.