Otylia Jędrzejczak żyje tylko z oszczędności, czeka na sukcesy

2010-04-10 12:38

Od igrzysk w Pekinie startowała tylko trzykrotnie w zawodach krajowych, uzyskując przeciętne wyniki. Otylia Jędrzejczak (26 l.) wierzy jednak, że sukcesy jeszcze nadejdą.

- Przedtem uprawiałam sport dla rekordów, medali, kibiców. Teraz robię to dla siebie. A jak się robi coś dla siebie, to zaangażowanie jest najwyższe - wyjaśnia z uśmiechem.

Dobry humor wydaje się Otylii nie opuszczać, chociaż kłopotów jej nie brakuje. W listopadzie przyplątało się zapalenie zatok, w marcu - infekcja ucha.

Patrz też: Otylia Jędrzejczak nie zostanie aktorką

- Popełniłam błąd, wyciągnęłam z uszu koreczki, w których pływałam od czterech lat i zdarzyła się infekcja, ucho zaczęło potwornie boleć, trzeba było brać antybiotyki. Cóż, od dawna wiem, że mam podwójnie obniżoną odporność na infekcje w stosunku do przeciętnego człowieka. W czasie choroby ćwiczyłam jednak w sali, na bieżni, rowerze stacjonarnym - opowiada Oti.

Była mistrzyni olimpijska twierdzi, że "chce przede wszystkim samej sobie udowodnić, że ją jeszcze na dużo w pływaniu stać". - Wypalona byłam rok temu. Teraz energii mi nie brakuje, na pewno przed startami pojawi się adrenalina. Chcę wystąpić w mistrzostwach Europy w Budapeszcie i uzyskać jak najlepszy wynik. Trudno liczyć na cud po blisko półtorarocznej przerwie w treningach na pełnych obrotach, ale mam swoje minimum ambicji. Jakie? Jak zwykle wysokie (śmiech). Nie chcę jednak mówić o medalach... - zastrzega się.


Od kilku miesięcy Oti ćwiczy pod okiem nowego trenera, Roberta Białeckiego. Nie tak samo jak z trenerem Pawłem Słomińskim w latach 2001-08.

- Pływam trochę inaczej niż do tej pory, za to treningi są bardziej intensywne i powodują nawet wyższe zakwaszenie mięśni niż dawniej - analizuje.

Patrz też: Otylia Jędrzejczak: Będą mnie obgadywać (wywiad)

Przerwa w startach i sukcesach sprawiły, że jej dochody drastycznie spadły. Trzy lata temu dostawała stypendium 6900 zł miesięcznie, a najwyższy z kontraktów reklamowych (sieć Idea w roku 2004) sięgnął ponoć 400 tysięcy zł.

- Nie ma problemu. Żyję z oszczędności - wyjaśnia z uśmiechem. - Jakieś minimalne stypendium kadrowe mam (1400 zł netto - red.), ale naprawdę nie wiem jakie, bo to mama pilnuje mojego konta. Ważniejsze, że trenuję i studiuję podyplomowy kierunek public relations w szkole imienia Koźmińskiego. I że jestem jeszcze piękna i młoda (śmiech).

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze