W sejmie pojawił się prezes PZP Paweł Słomiński, który przedstawiał stanowisko pływackiej centrali, oskarżanej przez zawodniczki i zawodników o zaniedbanie prowadzące do całego zamieszania i konieczności odwołania części kadry z Japonii. Alicja Tchórz, jedna z wycofanych reprezentantek Polski, tak skomentowała na swoim profilu instagramowym spotkanie sejmowe: „Najpierw wystąpienie prezesa PZP, z którego jasno wynika, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a nawet wszyscy powinni mu dziękować. Następnie kilka szczerych słów od naszych reprezentantów Jan Kozakiewicz i Paweł Korzeniowski... Trudne pytania od posłów... Dlaczego trudne? Bo ze strony PZP poszło ewidentne zaniedbanie, którego nasz prezes jakby nie zauważał... Był nawet poproszony o honorowe odejście ze stanowiska. On jednak jest przekonany, że polskie pływanie go potrzebuje. Naprawdę, szczerze podziwiam za pewność siebie, jednakże żywię nadzieję iż już niedługo ta władza absolutna się skończy i nastąpią zmiany w PZP” – skwitowała Tchórz spotkanie w czasie posiedzenia komisji.
Tak wracali pływacy z Tokio
Maria Andrejczyk po zabiegu chirurgicznym barku
Głos przedstawił na komisji jeden z zawodników reprezentacji Polski Jan Kozakiewicz, olimpijczyk, który pierwotnie miał wrócić do kraju, ale ostatecznie wziął udział w igrzyskach po dodatkowych roszadach w składzie. Jak jednak przyznał, cała sytuacja kosztowała go bardzo wiele. Punktował prezesa Słomińskiego, który przedtem opisał posłom całą złożoną korespondencję pomiędzy zainteresowanymi instytucjami.
Pływacy odstrzeleni z Tokio 2020 wzywają związek do rozmów. Żądają zadośćuczynienia
– Ważne tu są dwie cyfry: 3 i 6. W korespondencji mailowej, którą przedstawił prezes, można się łatwo pogubić, ale wszystko sprowadza się do tego: 6 to liczba osób, która wróciła do Polski, a 3 to liczba przypomnień, które przyszły od FINA (federacja światowa – red.) z informacją, że zgłoszonych jest za dużo pływaków. 23, 28 i 29 czerwca zostały zgłoszone te wątpliwości do PZP – mówił na posiedzeniu komisji Jan Kozakiewicz.
Najpiękniejsza polska sędzia tak przeżyła pierwszy raz. Fani Karoliny Bojar nie dowierzają
– Już za pierwszym powiadomieniem powinna się zapalić czerwona kontrolka. Nic się nie stało. Za drugim powinno się zapalić dziesięć kontrolek. Nie mówiąc o trzecim. Były trzy przypomnienia – powtarzał Kozakiewicz. – Sześć osób zostało pozbawionych marzeń. Te osoby, które wróciły, miały najgorzej. Ale przez 48 godzin ja sam nie wiedziałem czy wystartuję, bo byłem pierwotnie w szóstce, która miała wrócić do Polski. Schudłem 2 kg przy mojej wadze i tkance tłuszczowej 7 procent. Każda osoba, która coś wie o sporcie, zdaje sobie sprawę, że utrata dwóch kilogramów wagi tydzień przed startem jest kosztem nie do poniesienia. Nie jadłem ani nie spałem dobrze. To rzecz, przy której słowa „wyrażamy ubolewanie i żal”, są groteskowo nieadekwatne – podsumował Kozakiewicz.