Super Express”: - Jak wspominasz moment, w którym doznałeś kontuzji?
Radosław Majewski: - To najgorszy moment w moim życiu. Zacząłem grać jako niespełna 16-latek, a dziś mam 34 i cały czas uciekałem, ale w końcu mnie ktoś dopadł. I to na treningu. Na początku życzyłem śmierci facetowi, który mnie połamał (Dylan McGowan – red.). Ale z biegiem czasu to trochę ze mnie zeszło, przecież nie będę obrażał się całe życie. Jak wróciłem po operacji to powiedziałem chłopakowi, że nie musimy ze sobą gadać, ale nie mam już do niego pretensji.
- Co dalej z kontraktem w Sydney?
- Przede wszystkim nie wiem, kiedy wracam. Umówiłem się z szefami klubu, że jak chłopaki awansują do play-offów to wrócę, żeby z nimi być. Bo o grze nie ma mowy.
Polecany artykuł:
- Co cię zaskoczyło Australii?
- Wszędzie jest daleko. Nawet, jak masz gdzieś 3 kilometry, to musisz jechać pół godziny. Takie są korki. Ale za to w mojej dzielnicy jest czysto i ładnie. Mieszkałem w apartamentowcu z basenem na dachu. Rewelacja.
- Australię pustoszą pożary. Nie boisz się wracać?
- Jeżeli klub każe wracać, od razu lecę. Problemem jest smog i dym. Było tego aż tak dużo, że chciałem kupić sobie maskę smogową. Ale media przesadzają. Piszą, że cała Australia płonie i zaraz ocean się zapali.
- Po wyleczeniu kontuzji powrót do Ekstraklasy?
- Nie mam pojęcia. Mam kontrakt do końca maja i nie mogę grać. Niedługo urodzi mi się dziecko, więc to będzie mnie zajmować. Za parę miesięcy otwieram też restaurację w Pruszkowie, co na pewno będzie absorbujące. Jeżeli już będę pewny, że w Australii więcej nie pogram, dam posta na Facebooka, że szukam klubu. Napiszę, że jestem drogi, ale ciekawy (śmiech).
Polecany artykuł:
- Wielu kibiców chciałoby cię usłyszeć w roli komentatora albo eksperta.
- Mogę nawet teraz wziąć od ciebie mikrofon i zacząć zadawać pytania (śmiech). Chcę być sobą i jeśli ludzie to zaakceptują, to wchodzę w to. Jestem teraz w Polsce, więc polecam się. Przydałby mi się tylko ktoś, z kim mógłbym pokomentować, który by mi wszystko pokazał. Myślę, że dałbym radę.
- Czego sobie życzysz na nowy rok?
- Żebym zawsze miał „japę” uśmiechniętą i żeby doba miała 28 godzin. Ale przede wszystkim zdrowa.
Rozmawiał Przemysław Ofiara