Nic Dlamini trenował jak zawsze. Postanowił jednak wjechać na teren Parku Narodowego Góry Stołowej bez zakupu biletu. Kiedy został zatrzymany przez strażników, nie okazał żadnego dokumentu, który pozwalałby mu poruszać się po parku pod Kapsztadem. Strażnicy zareagowali bardzo nerwowo i próbowali siłą wepchnąć Dlaminiego do samochodu. Doszło do szarpaniny, w wyniku której kolarzowi złamano rękę.
Park wydał oficjalne oświadczenie, w którym poinformował, że incydent faktycznie miał miejsce, ale uraz jest winą kolarza, bowiem sam spowodował zamieszanie i stawiał opór przy zatrzymaniu. Innego zdania jest Donovan Le Cok, kolarz który był świadkiem zdarzenia i nagrał je telefonem. - Rangerzy sprawdzali zezwolenia, próbowali zatrzymać Dlaminiego przy bramie i spowodowali jego upadek. Doszło do wymiany zdań z ochroną. W parku często jeżdżą kolarze. Strażnik bardzo mocno wykręcił mu rękę. Na filmie, który nagrałem, słychać jak pęka kość. Potem wrzucili go na tył swojego auta - powiedział Le Cok portalowi velonews.com.