Na spotkanie na Torwarze Zaksa, którą po drodze w obecnych rozgrywkach spotkały wszystkie siatkarskie plagi, jakie można sobie wyobrazić, mogła w końcu wystawić najsilniejszy skład. Do tej pory przez urazy zawsze kogoś brakowało. Może najbardziej – właśnie Śliwki, który nie tylko sportową klasą, ale i mentalnym spajaniem drużyny potrafił robić na parkiecie wielkie rzeczy.
Chociaż Śliwka zdobył na Torwarze pierwsze punkty, walczył przez długie pięć setów jak lew (20 pkt, 51 proc. skuteczności ataku, 44 proc. przyjęcia), nawet z pojawiającymi się potężnymi skurczami, nie zapobiegł bolesnej przegranej po pięciosetówce. Zaksa traci do ósmego AZS Olsztyn punkt, ale ma dwie wygrane więcej na koncie. Do końca sezonu regularnego trzy mecze.
Wiemy, gdzie polscy siatkarze będą bronić mistrzostwa Europy. Nastąpi wielki rewanż?
„Super Express”: – Pamiętasz kiedy ostatni raz wyszliście szóstką z wszystkimi podstawowymi graczami, jak w meczu z Projektem?
Aleksander Śliwka: – Myślę, że w poprzednim sezonie, dzisiaj się nawet z tego śmialiśmy. Na początku sezonu zagraliśmy dwa mecze, potem wypadł Marcin Janusz, a znowu chory był Dima Paszycki. Faktycznie, przed meczem z Projektem zauważyliśmy, że taki skład, jaki wyszedł na boisko na Torwarze, jeszcze w tych rozgrywkach się nie pojawił. A to przecież szóstka, która była podstawową w poprzednim roku. To pokazuje, ile problemów zdrowotnych mieliśmy w tym sezonie. Nie chcę się tym tłumaczyć czy szukać wymówek, ale w dalszym ciągu jesteśmy w grze o play-off i nie zrezygnujemy do samego końca.
– Zagrałeś cały mecz po raz pierwszy od połowy grudnia i to od razu trwający 2 godziny i 40 minut. Jak to zniosłeś fizycznie?
– Fizycznie na takim poziomie, bym był zadowolony z siebie, to grałem może dwa i pół seta. Troszkę potem byłem mniej skuteczny i nie pomagałem drużynie tak jak powinienem. Między innymi dlatego ten mecz się przedłużył i odwrócił. Będę dalej pracował nad tym, aby wytrzymywać takie spotkania w pełnym wymiarze, jeśli trzeba będzie znowu zagrać pięć setów, to to zrobię. Adrenalina dzisiaj była wielka. Naprawdę potrenowałem tylko kilka dni w pierwszej linii i nie spodziewałem się dzisiaj, że będzie dobrze, tym bardziej że bardzo się stresowałem przed spotkaniem. Nie miałem rytmu meczowego, nie wszedłem od początku na boisko od trzech i pół miesiąca. I tylko szkoda, że nie wywozimy trzech punktów.
Syn polskiej legendy siatkówki zadebiutował w PlusLidze. „Dawaj, Olo, będzie dobrze!”
– W pewnym momencie publiczność zamarła, bo padłeś na parkiet z wielkim bólem. Okazało się, że to był mocny skurcz. W jakimś sensie mogłeś się spodziewać, że organizm tak zareaguje?
– Pracowałem oczywiście dłuższy czas na siłowni, przygotowywałem się treningowo, natomiast nie da się „wytrenować” takiego meczu na adrenalinie, na wielkich emocjach, stworzyć takich warunków jak w hali w trakcie widowiska. Rzeczywiście to spowodowało skurcze, ale w sumie bardzo się cieszę, że mogłem być na boisku i znowu rywalizować.
– Mimo wszystkich waszych problemów w tym sezonie, fakt, że wciąż nie jesteście pewni gry w play-off jest jednak dla ciebie jakimś szokiem?
– Oczywiście przed sezonem nie zakładaliśmy takiego scenariusza. Los bywa przewrotny, liczba problemów zdrowotnych i innych, z którymi się zmagaliśmy, była bardzo duża, ale nie chcę już o nich pamiętać ani ich wymieniać. Myślę, że to nie ma w tej chwili najmniejszego sensu. Skupiamy się wyłącznie na tym, co możemy kontrolować, czyli na zagraniu trzech ostatnich spotkań w dobrym stylu i wygraniu ich.
– Pilnujecie teraz pewnie mocno tabeli. Wiecie już, co trzeba zrobić, żeby w tych ostatnich kolejkach zapewnić sobie ćwierćfinał?
– Jest bardzo ciasno. Oczywiście śledzimy tabelę, w tej chwili tracimy punkt do Olsztyna i Nysy, będąc na dziewiątym miejscu. Będziemy walczyć, absolutnie nie zwieszamy głów. Każdy mecz waży bardzo dużo, tym bardziej szkoda porażki w Warszawie. Ale być może ten jeden punkcik, który tu wywalczyliśmy, też o czymś zdecyduje.
– Grasz ciągle z opatrunkiem na palcu. Czy musisz na coś szczególnie uważać i jak wygląda jego obecny stan?
– Mam specjalną ortezę, która usztywnia mi palec, aby zapobiec odnowieniu się kontuzji. Palec jest w dalszym ciągu w fazie zrastania się i przebudowy, ale jest już na tyle bezpiecznie, że mogę grać i nawet w przypadku jakiegoś mocnego ciosu w bloku czy obronie grozi mi wyłącznie ból. Dzięki temu jestem bezpieczny. Nie mam problemów z kontrolą piłki, bo trenując już z tym jakiś czas, przyzwyczaiłem się i jest w porządku.
Sebastian Świderski w euforii po sukcesach pucharowych: Jesteśmy siatkarską potęgą!
– Po ostatnim meczu w Kędzierzynie dziękowałeś kibicom, którzy nie wyszli z hali przed końcem przegranego starcia z Treflem. Niektórzy jednak wyszli. To cię jakoś dotknęło?
– Nie, ja podziękowałem tylko tym, którzy zostali. Bardzo cenię sobie, że mimo przegranej i słabego meczu, byli fani, którzy zostali do końca i wspierali drużynę. Liczę także na to, że pomimo porażki z Projektem kibice zauważą naszą ogromną walkę, przyjdą bardzo licznie na mecz z Suwałkami w piątek o 20.30 i razem wywalczymy awans do play-off.