Bartosz Kurek ma za sobą kolejny udany rok. Po 48 latach reprezentacja Polski znowu zagrała w finale igrzysk olimpijskich, przełamując głośną "klątwę ćwierćfinału", z jaką mierzyła się od IO w Atenach 2004. W decydującym meczu Biało-Czerwoni musieli uznać wyższość Francji i nie powtórzyli sukcesu legendarnej drużyny Huberta Wagnera, ale i tak przynieśli kibicom mnóstwo radości. Kurek jako kapitan i podstawowy atakujący dołożył do tego sukcesu sporą cegiełkę. Igrzyska w Paryżu dopełniły jego bogatą karierę, ale poza sportowym aspektem miały też drugą stronę medalu, o której siatkarz opowiedział podczas wizyty u Krzysztofa Stanowskiego w Kanale Zero.
Bartosz Kurek ujawnił, jak naprawdę wyglądały igrzyska od kulis
- Zerwijmy troszeczkę łatkę. To jest jedna wielka impreza. Bo myślę, że nie przesadzę, jeżeli powiem, że 90 procent zawodników nie przyjeżdża na igrzyska po medal. Przyjeżdża po to, żeby wpisać to sobie do CV, wiedzą, na co ich stać, wiedzą, że nie na medal. Wiedzą, że na przykład samo pojawienie się na igrzyskach gwarantuje im jakieś finansowanie ze strony danego kraju, danej federacji - zaczął szczerze Kurek.
- Praktycznie po tym, jak pierwsze dyscypliny zakończą swoje rozgrywki, ciężko jest się w wiosce skoncentrować na swoim zadaniu, bo bardzo dużo się dzieje. Niekoniecznie mocno sportowych rzeczy. [Wioska - red.] może nie jest dyskoteką, ale taką imprezą. Wieczorami naprawdę da się mocno wyczuć, które ekipy właśnie skończyły zawody i będą zbierać się do domu - przyznał bez ogródek polski siatkarz.
Kurek przeżył to cztery razy
Igrzyska w Paryżu były dla Kurka czwartymi w karierze, więc doskonale wie, o czym mówi. Po raz pierwszy wziął udział w największej sportowej imprezie w 2012 r. w Londynie, a później w Rio de Janeiro i Tokio. Wszystkie te występy kończył z Polską na ćwierćfinale, ale w Paryżu wreszcie wywalczył upragniony olimpijski medal.