Mistrzowie Polski byli faworytami Superfinału LM, bo tydzień wcześniej obronili złoto w kraju, tymczasem ekipa z Trydentu zaliczyła fatalny play-off w Serie A i kończyła ligowe rozgrywki dopiero czwartą lokatą. I chyba właśnie wielki głód sukcesu napędził rywali, którzy od początku dominowali, byli świetnie przygotowani taktycznie, w zarodku gasili polskie ataki. Formuła jednego jedynego starcia o wszystko zdecydowanie nie posłużyła naszemu kubowi, jastrzębianie mieli bowiem wyraźnie gorszy dzień.
Siatkarscy działacze znowu się skompromitowali. Przy dekoracji… zabrakło medali dla gwiazdy
Osiągnęliśmy cele minimum
– Zagraliśmy wszystkie cztery finały (Superpuchar i Puchar Polski, PlusLiga, Liga Mistrzów – red.), czyli osiągnęliśmy cele minimum – komentuje prezes Jastrzębskiego Węgla Adam Gorol w klubowych mediach. – Powtórzyliśmy mistrzostwo Polski, a to cenne trofeum w tak silnej lidze, będącej w światowej czołówce. Obroniliśmy tytuł, co nigdy nie jest łatwe, poza tym po raz drugi dotarliśmy do finału europejskiego pucharu, a to wielkie osiągnięcie.
Jak szef jastrzębskiego klubu odbiera nieudany finał w Turcji? – Pozostaje niedosyt, bo przed wyjazdem do Antalyi mówiliśmy sobie, że jak się nie udało rok temu, to teraz jest ten moment. Okazało się, że nie daliśmy rady. Nie chcę powiedzieć, że sportowo byliśmy słabsi, bo tak nie jest, gdy się porównujemy z Trentino – podkreśla prezes Gorol.
– To nie był nasz dobry dzień, rywal zagrał chyba najlepiej w sezonie i należy uznać jego wyższość. Wracając do podsumowań, to ostatnie lata to megasukcesy i oby tak dalej. Mamy czwarty finał w Polsce z rzędu, trzy złota, jedno srebro. Obyśmy budowali Jastrzębski Węgiel w walce o najwyższe trofea. W naszym klubie wszystko działa, to jest nieskromnie powiedziane, ale tak po prostu jest. Zawsze można więcej i lepiej, i tego się trzymamy – dodaje szef klubu z Jastrzębia.